Michał Anioł (1475–1564), malarz z przymusu – boski, acz nieszczęśliwy
Michał Anioł przyszedł na świat w małej miejscowości nieopodal Florencji. Gdy miał sześć lat, zmarła jego matka i ojciec oddał go na wychowanie do rodziny kamieniarza w pobliskim Settignano. Ku niezadowoleniu ojca, pragnącego dla syna urzędniczego stanowiska, młodego Michelangelo bardziej od łaciny i greki interesowało rysowanie. Nie zapominajmy, że w tamtych czasach zawód artysty – rzeźbiarza, malarza czy odlewnika – traktowany był jako rzemiosło godne ludzi niższej rangi społecznej. Ojciec umieścił jednak trzynastoletniego chłopca w jednym z ówczesnych florenckich warsztatów, który prowadził Domenico Ghirlandaio. Oznaczało to pracę u boku mistrza w zamian za posiłki, mieszkanie i symboliczne wynagrodzenie – tak wyglądała nauka zawodu, która w przypadku Michała Anioła miała trwać trzy lata. Domenico Ghirlandaio wtajemniczył chłopca w arkana trudnej sztuki malowania fresków, co okaże się później umiejętnością wyznaczającą jego drogę twórczą. Ghirlandaio był jednak malarzem, a jego ucznia pociągała przede wszystkim rzeźba. Nie może zatem dziwić fakt, że nie wytrwał on w jego warsztacie zbyt długo i opuścił go, nie czekając nawet na zakończenie praktyki czeladniczej. Pracownią rzeźbiarską, która przyciągała w tym czasie młodych ludzi, były ogrody florenckiego kościoła San Marco, gdzie wielki protektor sztuki i wielbiciel antyku Wawrzyniec de Medici założył szkołę rozwijającą przede wszystkim umiejętność kopiowania rzeźb antycznych. Do niej to trafił Michał Anioł, przy czym nie tylko praca, ale i uczestniczenie w życiu rodziny Medici stanowiło dla młodzieńca nie lada atrakcję. Odtąd mieszkał w pałacu, spożywał tam posiłki wespół z dziećmi Medyceuszy, mógł też przysłuchiwać się prowadzonym tam rozmowom i debatom na temat sztuki i literatury.
Jak opisuje Giorgio Vasari, już jako chłopiec Michelangelo był wyniosły i zarozumiały, a cechy te pogłębiały się, w miarę jak zaczął zdawać sobie sprawę ze swych nieprzeciętnych zdolności. Był skryty, niepohamowany i zazdrosny, podejrzliwy i zawistny. Jego nonszalancja i wywyższanie się nad innych kolegów doprowadzało do częstych spięć, a nawet bójek, z których jedna zakończyła się trwałym okaleczeniem – złamaniem nosa. Jego twarz, i tak mało urodziwa, na zawsze została napiętnowana. Niestety, pobyt na dworze Medyceuszy zakończył się wraz ze śmiercią patrona i mecenasa. We Florencji nastąpił okres „panowania” Girolamo Savonaroli – fanatycznego mnicha-reformatora, którego kazań Michelangelo z przejęciem słuchał. Głosił on marność wszelkich ludzkich przyjemności, w tym sztuki, czego wyrazem były akty palenia obrazów, instrumentów muzycznych i uznanych za bezbożne książek. Niewątpliwie wrażliwa dusza młodego artysty przeżywała rozterkę – pomiędzy pragnieniem oddawania idealnego, często erotycznego piękna cielesnego, poznanego u Medyceuszy, a poszukiwaniem w sztuce świętości i czystości, zbliżających człowieka ku Bogu.
Michelangelo zaczął poszukiwać pracy – był ambitny, pewny siebie i w dużej mierze artystycznie przygotowany. Opuścił Florencję i trafił do Rzymu. Tu mógł poznać antyczne budowle i posągi, podziwiać ich piękno i harmonię. Tu też, na zlecenie jednego z francuskich kardynałów, podjął się wykonania rzeźby nagrobnej, której tematem była Pieta, czyli scena opłakiwania ciała Chrystusa przez Marię. Rzeźba ta stała się przełomowym dokonaniem w jego karierze. Przyniosła mu sławę i rozgłos, które szybko dotarły do uszu papieża Juliusza II. Ten wielki budowniczy i fundator powierzył Buonarrotiemu pracę nad wiekopomnym dziełem, prawdopodobnie właśnie takim, o jakim marzył ambitny młody rzeźbiarz. Miał to być monumentalny papieski pomnik nagrobny, którego czas wykonania oszacowano na pięć lat. Artysta zbudował warsztat, gdzie powstawać miały gigantyczne posągi ponadnaturalnej wielkości, zakupił bloki marmuru dla planowanych czterdziestu rzeźb i czekał na rozpoczęcie pracy. Jednakże papież zwlekał z podjęciem decyzji, jednocześnie odsuwając natrętnego artystę od siebie. Michelangelo, zawiedziony i obrażony, powrócił do Florencji. Gdy ponownie został wezwany przez papieża, powierzono mu stworzenie z brązu monumentalnej figury Juliusza II dla Bolonii. Trzy lata później (1511) mieszkańcy miasta zniszczyli jego dzieło w akcie demonstracji niechęci wobec papieża. Gdy Juliusz II kolejny raz odsunął budowę nagrobka i powierzył mu wykonanie innego prestiżowego dzieła – malarskiej dekoracji sklepienia kaplicy Sykstyńskiej, Michał Anioł był dogłębnie rozczarowany. Uważał się za rzeźbiarza, bardzo dobrego zresztą, i rzeźba stanowiła centrum jego zainteresowań, a nie malarstwo. Tego nie poważał i też nie czuł się w tej dziedzinie mistrzem. Z autoryzowanej przez niego biografii dowiadujemy się, że widział w tym zleceniu wręcz złą wolę papieża i machinacje niechętnych mu artystów – Donato Bramantego i Rafaela (Raffaello Sanzio), którzy chcieli, jak sądził, skompromitować go. Odsłonięcie fresków po czterech latach trudu, zwątpień i ciężkiej pracy przyniosło mu kolejne słowa uznania – również jako malarza. Od tego czasu aż do końca życia Michał Anioł zasypywany był zleceniami od kolejnych papieży i możnych rodów. Wciąż powracał jednak do największego wyzwania i marzenia, jakim był pomnik nagrobny Juliusza II. Ostatecznie pracował nad nim czterdzieści lat i nigdy go nie ukończył, co było też przyczyną, jak sam powiedział, „jego tragedii”.
Michelangelo przez lata przyjmował wszystkie zlecenia, wiele z nich nie kończył, skarżył się na nadmiar pracy i nieludzki wysiłek, którym opłacał pragnienie sprostania wszystkim artystycznym wyzwaniom. W listach do swej rodziny żalił się na chroniczne wręcz przemęczenie, stres i związane z tym poczucie osaczenia i zdeprymowania. Wciąż przemieszczał się między Florencją a Rzymem, aby ostatecznie osiąść w Wiecznym Mieście w 1534 roku. Kolejny papież Paweł III powołał go na głównego budowniczego, rzeźbiarza i malarza Watykanu. Do jego zadań należała również dekoracja ścian, tym razem ołtarza głównego kaplicy Sykstyńskiej. W momencie odsłonięcia dekorującego ją fresku – Sądu Ostatecznego, na którym pojawia się niezliczona ilość nagich postaci, a nawet para całujących się mężczyzn – wybuchnął skandal. Nikt nie kwestionował talentu i wielkości artystycznej wizji, ale czasy bezkrytycznego aplauzu dla antycznej nagości minęły. Od tej pory całe pokolenia papieży i malarzy, aż do XIX wieku, będą starały się zakryć, zamalować i zakamuflować przesłanie Michała Anioła. Nie było to jednał ostatnie dzieło mistrza. Za namową papieża już jako ponadsiedemdziesięcioletni staruszek zdecydował się na objęcie kierownictwa nad wciąż nieukończoną budową bazyliki św. Piotra (San Pietro in Vaticano). Przystępując do tego dzieła, zmienił i zburzył wszystko, co stworzyli do tej pory jego poprzednicy; ponownie zaproponował budowlę centralną, zwieńczoną monumentalną kopułą.
Już przez współczesnych Michał Anioł nazywany był il divino (boski). Przez Giorgia Vasariego, jego największego apologetę, uważany był za najdoskonalszego artystę wszech czasów. Był tytanem pracy. Poświęcał się jej całkowicie, oddawał jej każdą chwilę swojego długiego, prawie dziewięćdziesięcioletniego życia, w trakcie którego nękały go depresje i pożerały ambicje, ale też poczucie niedosytu i niespełnienia, co najdoskonalej oddał w swych 302 sonetach, madrygałach i innych poetyckich formach, ale też w bogatej korespondencji. Mieszkał samotnie, nie miał rodziny w Rzymie, od kobiet stronił i miał o nich niekorzystne mniemanie (oprócz hrabiny Vittorii Colonny, z którą długie lata korespondował). Słabość wykazywał jednak wobec pięknych, młodych chłopców, a swe homoerotyczne inklincje uwiecznił w tworzonych przez siebie sonetach. Najpiękniejsze wyznania miłosne, jakie w tym czasie zostały napisane, kieruje do dwudziestotrzyletniego Tommasa Cavalieriego, którego poznał w 1532 roku, jako pięćdziesięciosiedmiolatek. Wiersze Buonarrotiego traktują o miłości i cierpieniu, stanowiąc intymny pamiętnik emocji i uczuć, które najdoskonalej ukazują jego melancholijną duszę. Dużo miejsca w jego listach i poezji zajmuje myśl o śmierci i Bogu. Ich autor uważał, że prawdziwe dzieło sztuki jest tylko cieniem boskiej doskonałości, i w tym został wierny przesłaniu, które w młodości usłyszał od Savonaroli, choć ten, widząc jego dzieła, na pewno nakazałby je zniszczyć.
Wszystkie zarobione pieniądze Michał Anioł wysyłał swej rodzinie (miał czterech braci) we Florencji, która kupowała za nie ziemie i nieruchomości na obrzeżach miasta. W Rzymie mieszkał niedaleko Forum Trajana, w skromnym mieszkaniu, którego wyposażenie składało się z szafy, krzesła, stołu i łóżka. Odżywiał się skromnie jarzynami, owocami i czarnym chlebem, często spał w ubraniu i butach. Nie przywiązywał wagi do wyglądu – zaniedbany, szorstki w obejściu i często nieokrzesany w zachowaniu, na ogół unikał kontaktu z ludźmi. Rzymianie nazywali go „workiem kości i kłębkiem nerwów” i widywali, jak porankiem lub późnym wieczorem w czarnej pelerynie przemierzał miasto na mule.
Po śmierci ciało genialnego artysty miało zostać złożone w kościele Santi Apostoli, ale przybyły z Florencji bratanek wykradł zwłoki, ukrył na wozie i wywiózł do Florencji, gdzie pochowano je w kościele Santa Croce.
Dzieła Michała Anioła w Rzymie:
rzeźba:
architektura:
malarstwo:
Może zainteresuje Cię również
Sklepienie kaplicy Sykstyńskiej Michała Anioła – arcydzieło zrodzone ze zwątpienia i udręki
Zgodnie z art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO), informujemy, że Administratorem Pani/Pana danych osobowych jest firma: Econ-sk GmbH, Billbrookdeich 103, 22113 Hamburg, Niemcy
Przetwarzanie Pani/Pana danych osobowych będzie się odbywać na podstawie art. 6 RODO i w celu marketingowym Administrator powołuje się na prawnie uzasadniony interes, którym jest zbieranie danych statystycznych i analizowanie ruchu na stronie internetowej. Podanie danych osobowych na stronie internetowej http://roma-nonpertutti.com/ jest dobrowolne.