Vincenzo Giustiniani (1564–1637) – kolekcjoner jakich mało

Portret markiza Giustinianiego malowany przez artystę, Nicholas Régnier, Harvard Art Museums, USA

Portret markiza Giustinianiego malowany przez artystę, Nicholas Régnier, Harvard Art Museums, USA

Sztukę tworzyli i tworzą artyści, ale w wielu wypadkach trudno ją sobie wyobrazić bez wsparcia kolekcjonerów i miłośników ich talentu, szczególnie w odległych stuleciach. Jednym z nich był właśnie on – bogacz o wielu zainteresowaniach i pasjach. Protektor malarzy, miłośnik i koneser muzyki, ale też znawca filozofii stoickiej, astrologii, a nawet medycyny. Człowiek, dla którego sztuka i nauka były czymś więcej niż tylko miłym sposobem spędzania wolnego czasu. Czym zatem?

Portret markiza Giustinianiego malowany przez artystę, Nicholas Régnier, Harvard Art Museums, USA
Palazzo Giustiniani przy Piazza di San Luigi dei Francesi - obecnie siedzina Senatu włoskiego parlamentu
Portret markiza Vincenza Giustinianiego, Nicholas Régnier, kolekcja prywatna, Rzym
Rycina z wizerunkiem markiza Vincenza Giustinianiego, zdj. Wikipedia

Sztukę tworzyli i tworzą artyści, ale w wielu wypadkach trudno ją sobie wyobrazić bez wsparcia kolekcjonerów i miłośników ich talentu, szczególnie w odległych stuleciach. Jednym z nich był właśnie on – bogacz o wielu zainteresowaniach i pasjach. Protektor malarzy, miłośnik i koneser muzyki, ale też znawca filozofii stoickiej, astrologii, a nawet medycyny. Człowiek, dla którego sztuka i nauka były czymś więcej niż tylko miłym sposobem spędzania wolnego czasu. Czym zatem?

            Pochodził z rodziny bankierów wywodzących się z Genui. Jego ojciec, Giuseppe Giustiniani, uchodził za najpotężniejszego bankiera i doradcę finansowego papieży XVI wieku. Po jego śmierci (1600) funkcję tę przejął właśnie Vincenzo, podczas gdy jego brat, Benedetto Giustiniani (1554–1621), poświęcił się karierze kościelnej, szybko awansując do rangi kardynała. Vincenzo, który przejął schedę po ojcu, a w 1604 roku pozyskał tytuł markiza di Bassano di Sutri, stał się człowiekiem ogromnie bogatym i niesamowicie wpływowym. Był przy tym osobą wrażliwą na piękno, oczytaną i nad wyraz inteligentną. Pieniądze dawały mu niezależność i wolność również w dziedzinie sztuki. To dzięki takim ludziom jak Vincenzo i jego brat mógł na przełomie XVI i XVII wieku nastąpić tak gwałtowny jej rozwój. Sztuka przestała być – jak to było do tej pory – jedynie sposobem dekorowania pałacowych wnętrz, w których zawieszano obrazy jedne nad drugimi i zlecano malowanie fresków na sufitach i klatkach schodowych dla sławy własnej i swego rodu. Dla Giustinianego każdy nowo nabyty obraz i rzeźba stanowiły przestrzeń do analiz i kontemplacji – umożliwiały intelektualną i emocjonalną podróż, a zarazem dawały sposobność do delektowania się pięknem i tajemnym przekazem dzieła, podobnym do tego, jaki daje kosztowanie wyśmienitego wina. Nie bez znaczenia był tu też kontakt z innym znawcą sztuki tamtego czasu w Rzymie – kardynałem Francesco del Monte. To on pierwszy odkrył sztukę i muzykę jako dziedziny poddające się głębokiej i wyrafinowanej delektacji. Obaj prezentowali podobny gust i stopień wyrafinowania, ale też obaj żywili przekonanie, że współczesnym im, utalentowanym artystom należy pomagać, pielęgnować ich zdolności, gościć w swych domostwach, protegować wśród znajomych, poszukiwać dla nich zleceń, wspomagać w chwilach kryzysów (jak w wypadku Caravaggia), rozmawiać, a nawet lekko kierować ich myśli na interesujące tematy i sceny. Bankier Vincenzo starał się zrozumieć tajemnicę sztuki. Kształcił się, dyskutował, a nawet w 1606 roku wraz z malarzem Cristoforem Rancallim udał się na wielkie, kilkumiesięczne artystyczne tournée po północnej Italii, krajach niemieckich, Anglii, Niderlandach i Francji, w trakcie którego poznał rozwijającą się tam sztukę, a także refleksję nad nią. Podróż zaowocowała napisanymi przez markiza traktatami na temat malarstwa, rzeźby i muzyki, a więc dziedzin szczególnie go interesujących.


           
            Swoje rozważania poświęcone malarstwu zebrał w powstałym w 1618 roku traktacie Discorso sopra la pittura. Dał też w nim wyraz swoim estetycznym i artystycznym priorytetom. Największym odkryciem był dla niego niewątpliwie Caravaggio, którego dzieła skwapliwie zbierał, gromadząc ich w rezultacie aż piętnaście. Obok niego cenił też malarstwo Lodovica, Agostina i Annibale Carraccich (w sumie 18 dzieł), a później również przybyłego do Rzymu około 1600 roku Guida Reniego (5 dzieł). W swoim traktacie tych właśnie twórców umieścił na wyżynach kunsztu malarskiego. Poniżej znaleźli się inni jego protegowani, głównie caravaggioniści, którzy pojawili się w mieście nad Tybrem po ucieczcie z niego Caravaggia – między innymi Gerard van Honthorst, Dirck van Baburen, Paul Rubens, Jose Ribera (13 dzieł), przy czym ze szczególną uwagą Vincenzo śledził rozwój artystyczny malarzy przybyłych z Niderlandów. I mimo że pasja kolekcjonerska wiązała go głównie z caravaggionistami, dostrzegł on również zaznaczający się już w latach dwudziestych XVII wieku przełom w sztuce, objawiający się powolnym odchodzeniem od sztuki Merisiego na rzecz klasycyzmu reprezentowanego przez na przykład Nicolasa Poussina, Claude’a Lorraina i François Perriera. Także ich obrazy znalazły się w kolekcji markiza, podobnie jak klasycyzujące rzeźby Françoisa Du Quesnoya
.

            Markiz był wyrafinowanym koneserem sztuki, a pałac Giustinianich, w którym obaj bracia mieszkali po śmierci ojca, stanowił prawdziwą mekkę dla naukowców, literatów i artystów. Dyskutowało się tam i porównywano ze sobą poszczególne obrazy (paragone) albo rzeźbę z malarstwem, rozprawiano nad ich wartością artystyczną, techniką wykonania i przekazem. Palazzo Giustiniani przy Piazza San Luigi dei Francesi, w którym obecnie mieści się siedziba senatu włoskiego parlamentu, był również miejscem ekspozycji kolekcji obu braci. W jego komnatach przez lata gromadzili oni książki i dzieła sztuki – obrazy, rzeźby, w tym dzieła sztuki antycznej. Każdy z nich robił to na własną rękę – różniły ich gusta artystyczne i preferowana tematyka. Benedetto zbierał głównie malowidła o tematyce religijnej i układał je według wątków. Vincenzo kolekcjonował je według stylu i artystów. Sami mieszkali na drugim piętrze pałacu, a po śmierci brata (1621) Vincenzo zamieszkał w nim sam, stając się spadkobiercą również jego kolekcji. Na pierwszym piętrze pałacu (piano nobile) znajdowało się główne serce galerii, tzw. Galleria Giustiniana z dziełami, które mogły być podziwiane przez gości, przyjezdnych i innych artystów. W sumie było to trzysta siedemdziesiąt dzieł rozmieszczonych w dwóch rzędach po obydwu stronach galerii, wśród nich antyczne popiersia, płaskorzeźby, hermy, wazony oraz malowidła dawne i współczesne. Ale istniały też dwa dalsze pomieszczenia, w których znajdowały się dzieła niedostępne dla szerszej publiczności – obiekty szczególnie podziwiane przez markiza i jego brata. Niektóre z malowideł osłonięte były swego rodzaju zasłonami przesuwanymi za pomocą sznurków. W pomieszczeniach parteru znajdowała się galeria rzeźb antycznych i pracownia służąca do ich konserwacji. Drugą wielką pasją markiza i jego brata (oprócz malarstwa współczesnego) było bowiem kolekcjonowanie rzeźby antycznej. Ta współczesna interesowała ich mniej, co nie zmienia faktu, że to markizowi zawdzięczamy powstanie rzeźby znanej jako Chrystus Giustinianiego, znajdującej się obecnie w Bassano Romano, miejscowości niegdyś należącej do dóbr Giustinianich. W 1607 roku markiz nabył niedokończoną i porzuconą przez Michała Anioła rzeźbę ukazującą zarysy postaci nagiego Chrystusa. Należy przypuszczać, że nakazał dokończenie rzeźby, najprawdopodobniej według własnych wskazówek. Niektórzy badacze widzą w tak wskrzeszonym Zbawicielu rękę samego Gian Lorenza Berniniego.

         
            Muzyka stanowiła kolejną pasję markiza. Jego Discorso sopra la musica zaświadcza o znajomości współczesnych mu tendencji w dziedzinie kompozycji i śpiewu. To dla niego, i zapewne też z jego inicjatywy, powstał wspaniały obraz Caravaggia Lutnista (Ermitaż, Saint Petersburg), w pełni oddający jego zamiłowanie do muzyki. Lutnista gra i śpiewa miłosny madrygał cenionego przez Vincenza flamandzkiego kompozytora Jakoba Arcadelta. Że jest to utwór Voi sapete ch’io v’amo – jedno z tych dzieł, w których Giustiniani rozpoznawał uniwersalną harmonię i ozdrawiającą, magiczną, porządkującą świat siłę, wyczytujemy z towarzyszącej muzykowi partytury. Szczególną miłością markiz darzył przy tym dźwięk ówczesnej lutni, która wymagała wielkich umiejętności, ale też pobudzała ogrom różnorodnych emocji.

          Vincenzo interesował się nie tylko sztuką. W innych swoich rozprawach (discorsi) zabierał głos między innymi na temat polowań, hodowli koni, etykiety, a nawet prowadzenia gospodarstwa domowego. Można by wręcz powiedzieć, że był człowiekiem renesansu – kimś absolutnie nietuzinkowym, obdarzonym żywym umysłem, ciekawością i otwartością – tak przynajmniej scharakteryzował go jego przyjaciel, współpracownik i redaktor jego pism, prawnik Dirck van Amaeyden.

            Niewiele wiemy o życiu prywatnym markiza. Ożenił się w 1590 roku z Eugenią Spinolą i miał z nią czwórkę potomstwa, zmarłego w wieku dziecięcym. Kilkakrotnie dawał się portretować. Zobaczymy go też na obrazie namalowanym około 1624 roku przez jego protegowanego – malarza Nicholasa Régniera (Harvard  Art Museums, USA); widnieje na nim obok pracującego nad portretem młodego artysty. Jego surowe, wręcz srogie oblicze, częściowo przesłonięte jest przez sumiaste wąsy i brodę. Jedynie duże oczy emanują cichym smutkiem i inteligencją. I aż trudno uwierzyć, że za tym pięćdziesięcioletnim, nieatrakcyjnym obliczem skrywa się człowiek, któremu – jak się wydaje – sens życia nadała sztuka i jej kolekcjonowanie.

           
          W powstałym po śmierci Vincenza Giustinianiego inwentarzu (1638) zebranych wespół z bratem dzieł figurowało około tysiąc dwieście antycznych i współczesnych rzeźb, obiektów ze srebra i kości słoniowej i mebli oraz sześćset trzydzieści dwa obrazy. Zbiory te, należące do najcenniejszych w Rzymie, zostały odziedziczone przez spadkobierców markiza, którym zalecił w testamencie (a wręcz im nakazał), aby kolekcja nigdy nie została ani sprzedana, ani rozproszona – „ani w całości, ani w części”. Niestety,
już od 1720 roku zbiory Giustinianich zaczęły być stopniowo rozprzedawane. Część z nich zakupiła rodzina Torlonia i dzięki temu wiele z obiektów pozostało w Rzymie. Inne z czasem znalazły się w muzeach Anglii, Rosji, Prus i Austrii. W 1815 roku sto sześćdziesiąt obrazów zostało zakupionych przez pruskiego króla Fryderyka Wilhelma III i stało się zalążkiem powstałej w Berlinie Gemaeldegalerie. Dziś w muzeum tym, oraz w   pałacu Sanssouci w Poczdamie, znajduje się najwięcej dzieł malarskich ze zbiorów braci Giustinianich. Wypada jedynie żałować, że kolekcja uległa rozproszeniu. Mogła być jedną z najbardziej interesujących w Rzymie, ale na to wszechpotężny za życia markiz po śmierci nie miał już wpływu.