Kardynał Bernardino Spada (1594–1661) – sen o wielkości własnego rodu

Portret kardynała Bernardino Spady, fragment, Guido Reni, Galleria Spada

Portret kardynała Bernardino Spady, fragment, Guido Reni, Galleria Spada

Kardynał Spada był człowiekiem rozsądnym i godnym zaufania – pracowity i inteligentny, wspinał się po drabinie kariery kościelnej powoli i rozważnie. Miał wielkie ambicje, choć nie udało mu się ostatecznie zasiąść na wymarzonym tronie papieskim. Do końca nie przestawał o nim myśleć i temu też służyły działania skoncentrowane na wprowadzaniu swego w Wiecznym Mieście nic nieznaczącego rodu w szeregi czarnej arystokracji. Kim zatem był ten sumienny i skryty urzędnik o nietuzinkowej ambicji?

Portret kardynała Bernardino Spady, fragment, Guido Reni, Galleria Spada
Portret kardynała Bernardino Spady, Guercino, Galleria Spada
Galeria perspektywiczna, Palazzo Spada
Portret kardynała Bernardino Spady, Guido Reni, Galleria Spada
Kaplica rodu Spadów, kościół San Girolamo della Carità
Kaplica rodu Spadów, kościół San Girolamo della Carità
Pałac kardynała Bernardino Spady - Palazzo Spada
Portret kardynała Bernardino Spady, fragment, Guercino, Galleria Spada

Kardynał Spada był człowiekiem rozsądnym i godnym zaufania – pracowity i inteligentny, wspinał się po drabinie kariery kościelnej powoli i rozważnie. Miał wielkie ambicje, choć nie udało mu się ostatecznie zasiąść na wymarzonym tronie papieskim. Do końca nie przestawał o nim myśleć i temu też służyły działania skoncentrowane na wprowadzaniu swego w Wiecznym Mieście nic nieznaczącego rodu w szeregi czarnej arystokracji. Kim zatem był ten sumienny i skryty urzędnik o nietuzinkowej ambicji?

Rezydujący w Rzymie ambasador Wenecji pisał, że kardynał Spada ma skromny rodowód, a jego przodkowie byli robotnikami rolnymi i węglarzami. Opinia ta była zapewne niesprawiedliwa i nie do końca prawdziwa, ale stała się najboleśniejszą zadrą w sercu purpurata, który pragnął ją przez całe swoje życie zatuszować. To, co go tak dotkliwie uwierało, było też jego szczęściem, gdyż nigdy nie cierpiał na brak pieniędzy. Korzystał z fortuny, którą zbił jego ojciec Paolo Spada – wywodzący się z drobnej szlachty obrotny przedsiębiorca handlujący węglem. Swoje potomstwo Paolo wychowywał w dyscyplinie, faworyzując najlepiej rokującego z licznej gromady dzieci Bernardina. Nie szczędził też pieniędzy na jego kształcenie i rozwój kariery. Bernardino studiował w Rzymie literaturę i prawo, a po przyjęciu święceń kapłańskich włączył się w struktury administracji Państwa Kościelnego. Pracował dla papieży Pawła V i Grzegorza XV, ale przełomem w jego karierze okazało się spotkanie z kardynałem Maffeo Barberinim – przyszłym papieżem Urbanem VIII. Łączyła ich słabość do układania rymowanych wierszy w klasycznej łacinie. Zajęciu temu kardynał Spada poświęcał się całe życie. O jego umiłowaniu poezji świadczyć może też sprawowanie przez wiele lat mecenatu nad poetką Martą Marchini, której dzieła, wraz z kilkoma napisanymi przez kardynała, ukazały się rok po jego śmierci staraniem jego brata Virgilia.



Wybór
Barberiniego na papieża (1623) był dla rodu Spada jak lot ku gwiazdom. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. W wieku dwudziestu dziewięciu lat Bernardino otrzymał prestiżową propozycję objęcia nuncjatury, czyli dyplomatycznego przedstawicielstwa Państwa Kościelnego na dworze francuskim w Paryżu, a następnie urzędu legata papieskiego w Bolonii. Sprawując drugi z wymienionych urzędów, wykazywał się roztropnością, zapobiegliwością i dużymi umiejętnościami organizacyjnymi. W pamięci mieszkańców miasta (należącego do Państwa Kościelnego) pozostał jako nieszczędzący własnych pieniędzy zarządca, który dbał o poprawę poziomu życia doświadczanych głodem, epidemią i wojną bolończyków. Obniżył ceny chleba, zbudował szpital i z wielkim zaangażowaniem zwalczał szerzący się w mieście bandytyzm. Po zakończonej służbie zjechał w 1631 roku do Rzymu, otrzymując w papieskiej Kurii liczne odpowiedzialne funkcje. Wsławił się też udaremnieniem ataku rodu Farnese na Rzym, przeprowadzając w 1642 roku misję pokojową w Parmie. Z czasem zyskał pozycję jednego z najważniejszych, budzących respekt członków Kurii rzymskiej i utrzymał ją nawet po śmierci Urbana VIII.

Po osiedleniu się w Rzymie przez kolejnych trzydzieści lat myśli kardynała Spady krążyły, oprócz spraw kościelnych, którym poświęcał się z wielkim zapałem, wokół własnej rodziny, którą próbował na różne sposoby nobilitować. Jednym z nich były korzystne dla rodziny śluby. Strategia ta została wcielona w życie przez jego bratanka Orazia Spadę, który wżenił się w znakomity rzymski ród Veralli i mógł się poszczycić licznym potomstwem.


Kardynał zamieszkał wraz z bratankiem, jego żoną Marią Veralli-Spadą i ich jedenaściorgiem dzieci w zakupionym przez siebie dostojnym pałacu (Palazzo Spada) i oddał się modernizowaniu jego wnętrza. Pracę ten powierzył między innymi
Francesco Borrominiemu, który stworzył w tym obiekcie sławną galerię perspektywiczną. Zebrał też pokaźną kolekcję dzieł sztuki, co w tamtym czasie służyło przede wszystkim manifestacji wysokiego statusu społecznego, a w zdecydowanie mniejszej mierze oddawało autentyczne zainteresowania kardynała. Niemniej kolekcja ta, do dziś istniejąca w pałacu (Galleria Spada), należy do najciekawszych w Wiecznym Mieście. Zawiera znakomite dzieła wielkich artystów doby baroku i nie tylko. Do obowiązku pater familias należało też pozostawienie rodowych portretów – dowodów własnego prestiżu. Tych kardynał zamówił kilka, między innymi u najznakomitszych malarzy tego czasu – Guida Reniego (Portret kardynała Bernardina Spady) i Guercina. Kolejnym krokiem do wywyższenia rodu było oddanie czci sławnym antenatom, których na siłę starano się wysupłać z głębin minionych wieków dla udowodnienia jego starożytności. W ten sposób doszło do powstania kaplicy Spadów w kościele San Girolamo della Carità. Gestem tym kardynał oraz wspomagający go w tym dziele brat Virgilio pragnęli zatrzeć sławę parweniuszy, jaką cieszyli się w mieście Spadowie. Któż się nie znalazł w tym przybytku – średniowieczny urzędnik papieski, bliżej nieznany biskup Bernardino Lorenzo Spada, i podobizny mitycznych przodków noszących dumne nazwisko Spada (po polsku „szpada”). Bezpośrednim pomysłodawcą koncepcji i dekoracji kaplicy był Virgilio Spada – oratorianin, a przy tym utalentowany artysta amator.


Dlaczego odpowiedzialny, sumienny i oddany pracy na rzecz Kościoła i Państwa Kościelnego kardynał Bernardino Spada nie został papieżem? Choć szanse takie się pojawiały, jego kandydatura nigdy nie była traktowana poważnie. Zapewne chodzi o nieumiejętność zjednywania sobie ludzi, budzenie raczej respektu, niż sympatii, niemniej najpoważniejszą przeszkodą była jego liczna rodzina i wielość bratanków. Po śmierci Urbana VIII i trwającej prawie dwadzieścia lat erze panowania rodu Barberinich na
nepotyzm patrzono w Państwie Kościelnym z coraz większą nieufnością. Nie tyle ze względu na niemoralne implikacje tego zjawiska, ile z roztropności. Bano się kolejnego rodu, który zagarnąłby (podobnie jak Barberini) władzę, majętności i finanse kościelne pod skrzydła ambitnych, a przede wszystkim licznych krewnych. Tak czy owak, bratankowie ci byli dumą Spadów i nadzieją na podniesienie nieznanego w Rzymie nazwiska do rangi takich rodów jak Barberini właśnie, Pamphilj czy Giustiniani.

Jak się wydaje, przedwcześnie zmarły kardynał do końca wierzył w swoje wyniesienie na stolec Piotrowy, a jego szanse w tym względzie potwierdza korespondencja ówczesnych ambasadorów i innych kardynałów. Po trwającej prawie pięćdziesiąt dni chorobie, objawiającej się gorączką, osłabieniem i dreszczami, kardynał zmarł w otoczeniu rodziny w wieku sześćdziesięciu siedmiu lat, najprawdopodobniej na raka żołądka.

Po jego śmierci Virgilio napisał biografię brata, w której wyraźnie pobrzmiewają tony idealizujące jego postać – urzędnika papieskiego bez zmazy i wytrawnego dyplomaty. Kardynał przedstawiony w niej został jako osoba poważna, wręcz surowa, człowiek zamknięty w sobie, pracowity, obowiązkowy, który nie lubił ówczesnych rozrywek wyższych sfer (polowań, teatrów i balów), choć sam chętnie organizował u siebie wystawne uczty. Wydaje się, że Bernardino Spada cały swój czas poświęcał albo na pisanie, albo na czytanie i zasadniczo nie porzucał swego gabinetu. Biograf przytacza wręcz anegdotę, w której jeden z synków bratanka Orazia, zapytany, kim chciałby zostać w przyszłości – „rycerzem, mnichem czy kardynałem”, odpowiada, że w żadnym wypadku kardynałem, gdyż ten nie robi nic innego, jak tylko siedzi przy biurku i pisze.


Wielkość człowieka mierzy się pozostawionymi przez niego budowlami i zaaranżowanymi małżeństwami – tak brzmiała maksyma Bernardina, i w tym względzie był on człowiekiem swojej epoki. Wypełnił to zadanie znakomicie, przynajmniej w zakresie pierwszego z wymienionych postulatów, o czym możemy się przekonać, wędrując po Rzymie i zaglądając do pozostawionych przez niego budowli i podziwiając jego kolekcję sztuki.