Mozaiki w absydzie bazyliki San Giovanni in Laterano – czyli jak wygląda niebo

Jak wyobrażano je sobie w okresie średniowiecza, kojarzącego się nam przede wszystkim z budzącymi strach przedstawieniami piekła i płonących bądź gotujących się w kadziach grzeszników? Czy niebo ukazywano jako miejsce, w którym panuje powszechna szczęśliwość i równość? Jedną z odpowiedzi na te pytania daje nam mozaika znajdująca się w absydzie bazyliki San Giovanni in Laterano. Owładnięci wzruszeniem, jakie wywołuje wizyta w tym monumentalnym przybytku, do niej właśnie kierujemy swoje kroki. Już z oddali widzimy jej złotą powłokę i postacie, które jako pierwsze dostąpiły wyniesienia w niebiańskie obszary – przyjrzyjmy się tej wizji.


Jak wyobrażano je sobie w okresie średniowiecza, kojarzącego się nam przede wszystkim z budzącymi strach przedstawieniami piekła i płonących bądź gotujących się w kadziach grzeszników? Czy niebo ukazywano jako miejsce, w którym panuje powszechna szczęśliwość i równość? Jedną z odpowiedzi na te pytania daje nam mozaika znajdująca się w absydzie bazyliki San Giovanni in Laterano. Owładnięci wzruszeniem, jakie wywołuje wizyta w tym monumentalnym przybytku, do niej właśnie kierujemy swoje kroki. Już z oddali widzimy jej złotą powłokę i postacie, które jako pierwsze dostąpiły wyniesienia w niebiańskie obszary – przyjrzyjmy się tej wizji.


W górnej partii absydy, na tle wielobarwnego nieba, dojrzymy popiersie Chrystusa okolone główkami aniołów i sześcioskrzydłego serafina. Widoczna poniżej gołębica (symbol Ducha Świętego) kieruje swój lot w dół, ku szczytowi krzyża. Krzyż ów (Crux gemmata) to znak triumfalnej, zbawczej męki Chrystusa i jego śmierci, a zarazem symbol jego obecności i majestatu boskiej władzy. Umieszczony jest na wzniesieniu i zdobiony gemmami, z których ta środkowa przedstawia chrzest Syna Bożego. Krzyż opływa woda, jakby wydobywająca się z dziobu ptaka. Gromadzi się ona pod krzyżem i stamtąd spływa do czterech źródeł (cztery ewangelie), z których piją wodę, czyli słowa Pisma, rozmieszczone po obydwu jego stronach jelenie i owce. Jeszcze niżej, pomiędzy źródłami, dojrzymy Niebiańską Jerozolimę ze świętymi Piotrem i Pawłem, archaniołem Michałem oraz siedzącego na palmie feniksa (symbol nieśmiertelnej duszy). Cztery źródła uchodzą do rzeki Jordan, pośród którego fal pławią się cherubinki, ptaki wodne i unoszą łodzie. Zielony, porośnięty trawą brzeg rzeki pełen jest kwitnących kwiatów oraz wonnych ziół, a także drobnych zwierząt i ponownie cherubinków. To na tej łące, po obu stronach krzyża, umieszone są święte postacie. Ich identyfikacja nie jest trudna, gdyż każda opatrzona jest imieniem. Po lewej stronie dojrzymy Marię, a po prawej (równego jej wielkością) św. Jana Chrzciciela. Za Marią (zdecydowanie mniejszy) stoi św. Franciszek, a po drugiej stronie równy mu rozmiarami św. Antoni Padewski. Wracając na lewo, dojrzymy jeszcze świętych Piotra i Pawła. Z drugiej strony za św. Antonim stoją św. Jan Ewangelista oraz św. Andrzej. Pomiędzy Marią a Franciszkiem widać małą, klęcząca figurę fundatora mozaiki – papieża Mikołaja IV (1288–1292). Ale to nie koniec przedstawienia. Dolna część absydy, podzielona czterema oknami, mieści pozostałych dziewięciu apostołów usytuowanych pomiędzy palmami i drzewami. Gdy baczniej przyjrzymy się łące, po której i oni stąpają, naszą uwagę przyciągną postacie dwóch mnichów, którzy najwyraźniej nad czymś pracują u stóp apostołów. To budowniczowie absydy i autorzy mozaiki – bracia franciszkanie Jacopo da Camerino (po prawej) i Jacopo Torriti (po lewej).



Aby przybliżyć historię powstania mozaiki, musimy cofnąć się do początków IV wieku, czyli okresu budowy bazyliki laterańskiej, zainicjowanej przez cesarza Konstantyna. To za jego sprawą i dzięki jego finansowemu wsparciu powstała ta imponująca budowla – pierwszy monumentalny przybytek chrześcijan w Rzymie. Od strony zachodniej bazylika zakończona była obszerną, przebitą oknami absydą, szeroką jak cała środkowa nawa (inaczej niż dziś). W jej dekoracji nie szczędzono drogocennych, inkrustowanych marmurów i granitów. A jak ozdobioną jej konchę? Nie zachowały się na ten temat żadne dokumenty, a badacze w większości przychylają się do twierdzenia, że była ona wyłożona jedynie złotą, migocącą w świetle mozaiką. Najprawdopodobniej dopiero w pierwszej połowie V wieku wzbogacono ją scenami – w górnej partii popiersiem Chrystusa, w dolnej krzyżem i stojącymi przy nim postaciami. Kogo przedstawiały? Możemy jedynie domniemywać, że byli to dwaj najważniejsi dla Rzymu męczennicy – Piotr i Paweł. Powtarzające się przez całe wieki napady oraz katastrofy naturalne doprowadziły budowlę na granicę ruiny, a trzęsienie ziemi na początku X wieku spowodowało zawalenie się części bazyliki wraz z absydą. Papież Sergiusz III odbudował ją i najpewniej też nakazał udekorowanie jej mozaikami, o których jednak nic nie wiemy. Czy zrekonstruowano te stare, czy stworzono nowe?

Kolejny etap modernizacji absydy i mozaik nastąpił za rządów wspomnianego już papieża Mikołaja IV (1291), gdy absyda została pomniejszona. Górną część mozaiki i sam krzyż przeniesiono najprawdopodobniej ze starej absydy. Przy krzyżu miejsce domniemanych Piotra i Pawła zajęli Maria i Jan Chrzciciel. Ten ostatni ze względu na patronat nad kościołem. Należy dodać, że początkowo bazylika nosiła wezwanie Chrystusa Zbawiciela. W X wieku poświęcono ją również Janowi Chrzcicielowi, a dwa wieki później Janowi Ewangeliście. W ten sposób obaj święci Janowie stali się współpatronami arcybazyliki laterańskiej, ona zaś głównym miejscem ich kultu w mieście nad Tybrem. Apostołowie Jan Ewangelista i Andrzej, których czczono przede wszystkim w Kościele wschodnim, rzadko występowali w ikonografii Kościoła rzymskiego. Zmieniło się to po złupieniu Konstantynopola przez krzyżowców i przywiezieniu stamtąd ich relikwii. Zapewne życzeniem samego papieża Mikołaja IV było umieszczenie, a właściwie wciśnięcie w poczet świętych dwóch znaczących franciszkanów (Franciszka i Antoniego). Nic dziwnego, papież wywodzący się z tego zakonu pragnął podkreślić jego rolę jako podpory tronu papieskiego. Świadczy o tym napis pod konchą absydy, w którym Mikołaj IV powołuje się na wizję swego poprzednika, papieża Innocentego III, któremu we śnie objawił się Franciszek podtrzymujący na swych barkach chylącą się ku upadkowi bazylikę laterańską. W ten to sposób Mikołaj IV stał się kontynuatorem dzieła Franciszka i niejako jego następcą. Uwieczniając się między dotykającą jego tiary Matką Zbawiciela a Biedaczyną z Asyżu, pretendował niejako do znaczącej pozycji w niebiańskiej enklawie. Święty Antonii Padewski też znacząco przysłużył się Kościołowi, wspierając go w inny, równie istotny sposób. Jako zdolny mówca parał się działalnością propagandową w walce z katarami, albigensami i innymi „odszczepieńcami”, których Kościół rzymski uznał za heretyków, a którzy mocno nadwyrężyli jego ówczesny image. Wprowadzenie na chrześcijański „olimp” dwóch świętych franciszkanów i jednego do świętości pretendującego może świadczyć o nowej linii w polityce Kościoła, który zauważył i zaadoptował dla swojego interesu jego oddolne ruchy, wyrażające potrzebę życia prostego, wręcz ascetycznego. Po licznych kryzysach, jakie Kościół przeżywał, papież dawał do zrozumienia, że teraz – wzmocniony przez franciszkańskich ascetów – oczyszcza się z grzechu zaniechania i pychy.



Kolejny etap modernizacji bazyliki nastąpił za czasów papieża Leona XIII (1887– 1903). Zburzono wtedy starą absydę, a w tej całkowicie nowej, przesuniętej o dwadzieścia metrów na zachód, zrekonstruowano stare mozaiki (1884). Nie zachowano nawet w części starego materiału, ale stworzono w pełni nową, lśniącą złotem kompozycję. Dzieło rekonstrukcji i modernizacji podjętej przez Leona dokumentuje znajdujący się pod oknami łaciński napis. Mozaika, będąca dalekim echem tej średniowiecznej, dziś zlewa się z całą resztą wspaniałego wnętrza. I choć nie jest oryginalna, pokazuje nam wyobrażenie nieba, jakie w tamtym czasie istniało i skądinąd istnieje do dziś. Możemy nazwać go hierarchicznym i hieratycznym zarazem.  Niebo to struktura podobna tej, jaką tworzy sam Kościół. Ponad wszystkim góruje Chrystus, poniżej niego znajdują się najważniejsze, więc też pod względem rozmiarów najpokaźniejsze, święte postacie – świadkowie jego życia i śmierci, a między nimi (o wiele mniejsi) sytuują się święci z nadania papieży (Franciszek, Antoni). Postać papieża Mikołaja IV jest najmniejsza, a więc w myśl średniowiecznego, hieratycznego sposobu przedstawiania przypada mu najmniejsze znaczenie. Ale czy na pewno? Gdyby wstał z kolan, mógłby przewyższyć nawet stojącego obok niego św. Franciszka. Niepozorni i zepchnięci w dolne rejony mozaiki są również klęczący, ledwie widoczni budowniczowie absydy
. W niebie nie zabrakło zwierząt i świata roślin – drzew, kwiatów, ziół i traw. Pomiędzy nimi przemykają maleńkie, żwawo się uwijające cherubinki – biegnące, transportujące towary, żeglujące, pełnią ważną funkcję świty i gwardii pilnującej porządku. Pomagają, usługują, ale też strzegą tronu Bożego.

A gdzie są ludzie? – moglibyśmy zapytać. Dlaczego raj pozbawiony jest choćby jednego człowieka? Nie lękajmy się jednak, i oni zostali pokazani, tyle że nie w ludzkiej postaci, lecz w sposób symboliczny. Czym bowiem są stojące u źródeł owce? To lud boży – stado bezradnych i potrzebujących ochrony zbawionych chrześcijan zgromadzonych u świętego zdroju. Jak przeczytamy w I Liście św. Piotra: „Błądziliście bowiem jak owce, ale teraz nawróciliście się do Pasterza i Stróża dusz waszych” (1 P 2,25). Tak więc cierpliwi, łagodni i pozbawieni woli buntu znajdą miejsce w niebie. Wydaje się jednak, że i tam, podobnie jak na ziemi, prowadzeni będą nadal przez Pasterza Chrystusa za pośrednictwem ludzi Kościoła. Tyle że wolni już od trosk związanych z walką o byt i znoju pracy, gdyż według Wizji św. Pawła cztery źródła dostarczają nie tylko strawy duchowej w postaci Słowa Bożego, ale też dóbr czysto fizycznych. Płynąć z nich miały miód, mleko, oliwa i wino.

Żegnając się z mozaiką laterańską, jej opływającą złotem konchą i wizją zhierarchizowanego nieba, jedni z nas wyjdą zaniepokojeni, inni usatysfakcjonowani. Ale w pamięci, przynajmniej mojej, pozostaną sylwetki pokornych, schylonych nad swoją pracą franciszkańskich budowniczych.

Whoops, looks like something went wrong.