Mozaiki w kościele Santa Pudenziana – jak Dobry Pasterz stał się prawodawcą

Wnętrze bazyliki Santa Pudenziana, mozaiki absydy

Wnętrze bazyliki Santa Pudenziana, mozaiki absydy

W roku 391, za panowania Teodozjusza Wielkiego, chrześcijaństwo stało się faktycznie oficjalną religią cesarstwa. Cesarz zabronił praktykowania kultów pogańskich, jak i tych uznawanych za heretyckie. Tak zwane pogańskie świątynie zamknięto, ich wyposażenie przeszło w posiadanie państwa lub Kościoła katolickiego, zabroniono też prywatnego składania ofiar dawnym bogom. W takich to okolicznościach w jednym z dawnych tituli powstały imponujące mozaiki (402–417), które wydają się z jednej strony wspaniałym przykładem sztuki antycznej, a z drugiej – jednym z najwcześniejszych przykładów sztuki wczesnochrześcijańskiej.

Wnętrze bazyliki Santa Pudenziana, mozaiki absydy
Santa Pudenziana, mozaiki absydy
Ecclesia ex gentibus (personifikacja Kościoła pogan), koronująca św. Pawła, kościół Santa Pudenziana
Ecclesia ex circumcissione (personifikacja Kościoła wywodzącego się od żydów), koronująca św. Piotra, kościół Santa Pudenziana
Santa Pudenziana, mozaika absydy, apostołowie wokół św. Piotra - fragment mocno zmodernizowany
Santa Pudenziana, mozaiki absydy, fragment
Santa Pudenziana, kodeks trzymany przez Chrystusa, mozaika absydy, fragment
Santa Pudenziana, mozaiki absydy i malowidła w kopule
Santa Pudenziana, wnętrze bazyliki

W roku 391, za panowania Teodozjusza Wielkiego, chrześcijaństwo stało się faktycznie oficjalną religią cesarstwa. Cesarz zabronił praktykowania kultów pogańskich, jak i tych uznawanych za heretyckie. Tak zwane pogańskie świątynie zamknięto, ich wyposażenie przeszło w posiadanie państwa lub Kościoła katolickiego, zabroniono też prywatnego składania ofiar dawnym bogom. W takich to okolicznościach w jednym z dawnych tituli powstały imponujące mozaiki (402–417), które wydają się z jednej strony wspaniałym przykładem sztuki antycznej, a z drugiej – jednym z najwcześniejszych przykładów sztuki wczesnochrześcijańskiej.

Na początku V wieku mieszkańcy Wiecznego Miasta w przeważającej mierze wciąż byli poganami przywiązanymi do swych starych wierzeń i klasycznej sztuki, choć coraz silniej czuli wywieraną na nich presję. Obstawanie przy pogaństwie wydawało się działaniem skazanym na przegraną. Odsuwało ich ono na margines życia państwowego i hamowało kariery. Nie może przeto dziwić fakt, że dochodziło do masowych konwersji. Baptysteria rozrzucone po całym mieście pękały w szwach, a papież nie nadążał z chrztami – imperium romanum ewoluowało w prawdziwe imperium christianum.

W tym to czasie chrześcijanie zaczęli poszukiwać nowego wokabularza form i ikonografii dla swojej sztuki, do tej pory reprezentowanej głównie przez malowidła katakumbowe i płaskorzeźbę sepulkralną. Rzymianie, obcujący przez stulecia z najprzedniejszymi dziełami sztuki greckiej i rzymskiej, z lekceważeniem patrzyli na prymitywne artefakty chrześcijan, a dla wielu wiara w człowieka, który w dodatku został umęczony na krzyżu, była nie do przyjęcia. Potrzebna była więc sztuka monumentalna, przekonująca, ale i taka, która by odpowiadała gustom wykształconych rzymian i przekonała ich do nowej religii. Zapewne bardziej odpowiednie dla rzymskiej widowni było ukazanie Chrystusa w majestacie (Maiestas Christi) z wszelkimi atrybutami autorytarnej władzy, bardziej przypominającej tę cesarską niż tę duchową jasnowłosego młodzieńca (Dobrego Pasterza) siedzącego na skale wśród swych owieczek i doglądającego swej trzody.



Spójrzmy, jak uporano się z tym nowym motywem ikonograficznym. Absydę bazyliki Santa Pudenziana, gdyż to w niej znajdują się wspomniane mozaiki, wypełniają liczne postacie ludzi i zwierząt. Wśród nich są monumentalne symbole ewangelistów – świadków boskości Chrystusa, którzy powołani zostali do zaświadczenia swoim autorytetem o jego wielkości. I tak lew symbolizujący Chrystusa króla odpowiada św. Markowi, byk – symbolizujący kapłaństwo Chrystusa – powiązany został ze św. Łukaszem, człowieka, symbolizującego wcielenia Chrystusa, połączono ze św. Mateuszem, natomiast orła – symbol Ducha Świętego – przyporządkowano św. Janowi Ewangeliście. Rozpościerający się między nimi zwycięski krzyż (cruz gemmata) przypomina ten, który widniał na wzgórzu Golgota w Jerozolimie, wystawiony tam przez cesarza Teodozjusza Wielkiego na dowód zwycięstwa chrześcijaństwa nad wszystkimi innymi religiami. W środkowej części mozaiki zasiada na tronie zdobionym gemmami sam Chrystus. Jedną rękę podnosi w geście antycznego mówcy (lub błogosławieństwa), drugą podtrzymuje otwartą księgę, w której widnieje napis Dominus conservator ecclesiae Pudentianae (Pan i opiekun świątyni Pudencjusza). Za jego plecami dojrzymy portyki, arkady i galerie starożytnego miasta, a u jego stóp półokrąg dyskutujących uczniów, z których dwaj najbliżej siedzący wywyższeni są przez dwie kobiety nakładające na ich skronie wieńce. Nie możemy mieć wątpliwości, że są to najważniejsi rzymscy męczennicy i patroni miasta – św. Piotr i św. Paweł.  Ale czy owe wieńce nie przypominają tych pogańskich, jakie przedstawiciele rzymskich prowincji, ale również senatorowie, przynosili w darze swemu imperatorowi w czasie cesarskich uroczystości państwowych, a oni sami nie wydają się nam prawdziwymi augustami współrządzącymi królestwem Niebieskim na ziemi. Nie da się również ukryć, że Chrystus w złotej tunice i równie złotym palium, siedzący na purpurowych poduszkach, wygląda jak cesarz na tronie, apostołowie w togach jak czcigodni senatorowie albo zatopieni w dyspucie filozofowie, a dwie kobiety – jak rzymskie matrony. Towarzyszy im za plecami antyczna architektura, która – jak w Apokalipsie św. Jana – wielkością i majestatem Boga nawiązywać ma do Jerozolimy. Ale czy i ona nie przypomina antycznego Rzymu, i czy właśnie Wieczne Miasto nie jest owym Nowym Jeruzalem – stolicą i centrum chrześcijaństwa. Starożytne budowle z klasycznym wokabularzem porządków i znanych na co dzień stylów dobrze podkreślały rodzimy charakter religii i były bardziej swojskie i przekonujące niż bliżej nieznane biblijne krajobrazy Galilei.

Ale to nie wszystko, co przekazuje nam mozaika w absydzie. Oto przedstawieni w górnej partii ewangeliści stworzyli dzięki swym natchnionym księgom fundament, na którym wyrośnie wielka uniwersalistyczna religia, łącząca w sobie dwa nurty – ten wywodzący się od żydów i ten pochodzący od pogan. Dwie kobiety podające korony Piotrowi i Pawłowi pojawią się i w innych mozaikach rzymskich, stąd wiemy, że nie są to – jak chce legenda – Pudencjana i Prakseda, ale personifikacje dwóch Kościołów – ecclesia ex circumcissione, czyli tego wywodzącego się z judaizmu (z obrzezania), i ecclesia ex gentibus, wywodzącego się z narodów pogańskich. Przy bliższym przyjrzeniu się obu kobietom zauważymy, że jedna jest stara i reprezentuje typ matrony, druga jednak młoda, ładna, z kosmykiem czarnych włosów. Podobnie jak większość postaci po prawej stronie absydy, zmieniła ona swe oblicze w trakcie nowożytnej modernizacji. I to ona, jako Pudencjana, pretenduje do objęcia kościoła świętym patronatem. Jednak gdy przeczytamy raz jeszcze słowa zamieszczone w księdze trzymanej przez Chrystusa, zauważymy, że nazywa się sam siebie strażnikiem (opiekunem) kościoła pudencjańskiego, odwołując się do pierwszego tituli, które powstało w tym miejscu i nazywane było imieniem właściciela domu – Pudensa. Legenda mówiąca o miłosiernej męczenniczce Pudencjanie powstała więc z błędnego tłumaczenia tego tekstu.



Mozaika z bazyliki Santa Pudenziana jest najstarszą zachowaną mozaiką w budowli przeznaczonej dla celów eucharystycznych. Swoją wielkością, jakością i siłą wypowiedzi daleko dystansuje to, co możemy zobaczyć we wcześniej powstałym mauzoleum Konstantyny (Santa Constanza). Tam wątek religijny był delikatnie wprowadzony w pogańskie dekoracje, tutaj mamy do czynienia wręcz z dziełem Kościoła triumfującego. Niemniej patrząc na mozaiki w Santa Pudenziana, czujemy, jak żywe są również w nich tradycje sztuki antycznej: w wykorzystaniu efektów światłocieniowych i iluzjonizmu, w drobiazgowości wykonywanego detalu i naturalności przedstawianych postaci i ich gestów. Zapewne jednak dla ludzi przełomu IV i V wieku bliska była nie tylko forma artystyczna tego dzieła, ale przede wszystkim samo przesłanie. Aby przekonać coraz liczniejszych konwertytów, przywiązanych do cesarskiego splendoru i odwiecznej hierarchii, pokazano im nowego Boga w całym jego majestacie – jako opiekuna i najwyższą siłę imperium. Być może taka kreacja Chrystusa pozwalała im czuć się pewniej w trudnych czasach ideologicznej przemiany. Dostojny, zasiadający na kuli ziemskiej Chrystus-cesarz, dumny prawodawca, adorowany przez apostołów-mędrców, którzy nie mają nic wspólnego z ewangelicznymi niepiśmiennymi wędrowcami prowadzonymi przez Jezusa od wioski do wioski, najdoskonalej odpowiadał wyobrażeniom Rzymian o bóstwu.

I to ten obraz Chrystusa i apostołów wejdzie od tej pory na stałe do ikonografii sztuki chrześcijańskiej. Jaki to paradoks, że chrześcijaństwo – religia tak zawzięcie walcząca z kultem cesarza – nagle „przebiera” się w jego szaty. Będą musiały minąć wieki, aby Kościół „ośmielił” się zastąpić ten właśnie wizerunek innym – przedstawieniem ukrzyżowanego ciała Chrystusa – człowieka. 

Niestety w trakcie późniejszych modernizacji, w XVI wieku, mozaikę u Świętej Pudencjany nie tylko niewłaściwie odnowiono, ale i zmniejszono. Pozwolono na zniszczenie (obcięcie) postaci aż trzech apostołów, podobnie jak Baranka – symbolu ofiary Chrystusa. Ale i tak, jest ona jednym z najprzedniejszych przykładów sztuki wczesnochrześcijańskiej w Rzymie, a niezobaczenie jej i nie zatopienie się w jej aurze wydaje się stratą nie do odżałowania.