Pomnik nagrobny Stuartów – śmierć piękna aż do zatracenia

Grobowiec Stuartów, fragment, Antonio Canova, bazylika San Pietro in Vaticano

Grobowiec Stuartów, fragment, Antonio Canova, bazylika San Pietro in Vaticano

W lewej nawie bazyliki watykańskiej znajduje się emanujący wręcz romantycznym pięknem nagrobek dedykowany Jakubowi Edwardowi III Stuartowi i jego synom. Dla francuskiego pisarza Stendhala było to jedno z najpiękniejszych dzieł w Rzymie. Spędzał przed nim długie godziny, siedząc pogrążony w zadumie na znajdującej się naprzeciw ławeczce czasem aż do zmroku i zamknięcia świątyni. Geniusze śmierci, których podziwiał, wydawali mu się wręcz niebiańscy.

Grobowiec Stuartów, fragment, Antonio Canova, bazylika San Pietro in Vaticano
Grobowiec Stuartów, Antonio Canova, bazylika San Pietro in Vaticano
Grobowiec Stuartów, fragment, Antonio Canova, bazylika San Pietro in Vaticano
Grobowiec Stuartów, fragment, Antonio Canova, bazylika San Pietro in Vaticano
Grobowiec Stuartów, fragment, Antonio Canova, bazylika San Pietro in Vaticano
Grobowiec Stuartów, fragment, Antonio Canova, bazylika San Pietro in Vaticano

W lewej nawie bazyliki watykańskiej znajduje się emanujący wręcz romantycznym pięknem nagrobek dedykowany Jakubowi Edwardowi III Stuartowi i jego synom. Dla francuskiego pisarza Stendhala było to jedno z najpiękniejszych dzieł w Rzymie. Spędzał przed nim długie godziny, siedząc pogrążony w zadumie na znajdującej się naprzeciw ławeczce czasem aż do zmroku i zamknięcia świątyni. Geniusze śmierci, których podziwiał, wydawali mu się wręcz niebiańscy.

      Grobowiec Stuartów, Antonio Canova, bazylika San
      Pietro in Vaticano

Genialny Antonio Canova po dwudziestu latach od wykonania w bazylice innego nagrobka (nagrobek papieża Klemensa XIII) stworzył w tym miejscu dzieło ze wszech miar oryginalne. Przed zamkniętymi wrotami ściętej piramidy ukazani zostali w pełnym reliefie dwaj nadzy Geniusze śmierci. Jakby wychodzący z marmuru z pochylonymi głowami, wydają się ocierać łzy w trzymane w dłoniach skrawki materiału. Ich pochodnie jeszcze się palą, ale tłamszone, zaraz – jak się zdaje – zgasną. I to owi Geniusze są głównymi bohaterami tego dzieła. Gdy przyjrzymy się im uważnie, zobaczymy niewielkie różnice w partii łydek i zupełnie minimalne w ułożeniu łokci i bioder. Są doskonale antytetyczni, ale ich delikatne zróżnicowanie budzi lekki niepokój, podobnie jak ich smutek wydaje się zarażać widza dojmującą, acz cichą żałością. Ich towarzystwo nie budzi jednak strachu, raczej zanurza nas w błogich deliberacjach nad tajemnicą śmierci, a piękno, jakim emanują, dodaje nam siły w jej oswajaniu. Wrota nie wydają się prowadzić do czeluści udręki, ale otchłani piękna i harmonii. I to zapewne tak fascynowało Stendhala – zatracenie się w myśli o odchodzeniu. Także dziś nagrobek budzi podziw i zmusza do zadumy. Nie ma w nim symboli religijnych, mało tego, wydaje się on mało katolicki, wręcz pogański w swym klasycznym, bezczasowym pięknie. Dekorują go skromne girlandy i wieńce laurowe. Jedynie widniejący u szczytu wrót napis zawiera odwołanie religijne: „Szczęśliwi Ci, którzy umierają w Panu”.

Niektórzy interpretują przedstawione na pomniku postacie jako anioły – symbole utraconych nadziei na odzyskanie tronu przez wygnanych z Anglii Stuartów. Bo to przecież trzej przedstawiciele tego rodu mieli zostać w nim upamiętnieni, a nagrobek miał zaświadczać o wielkości ich nazwiska.

W centralnej partii nagrobka znajdują się rzeczywiście ich trzy popiersia. Pierwsze (po lewej) to podobizna Jakuba Edwarda III Stuarta – zdanego na łaskę papieża monarchę bez królestwa, który mieszkał i zmarł w Rzymie w 1766 roku. Po śmierci swojej żony Marii Klementyny Sobieskiej opiekował się synami, wciąż licząc na pozyskanie korony angielskiej, jeśli nie dla siebie, to dla swego pierworodnego – Karola Edwarda. Ten, zwany Pięknym Karolkiem (po prawej), wykazał się prawdziwą odwagą i dezynwolturą, biorąc udział w nieudanej inwazji na Anglię w 1745 roku, które to wydarzenie definitywnie zniweczyło nadzieje na powrót Stuartów na Wyspy Brytyjskie. Potem Karol prowadził nadzwyczaj przygodowy tryb życia i nie doczekał się prawowitych następców. Zmarł w 1788 roku. Najmłodszy syn, Henryk Benedykt (w środku), został kardynałem i na swoim dworze we Frascati oddawał się muzyce i literaturze. Zmarł w 1807 roku. Na tym zakończyły się losy pretendującego do korony angielskiej rodu Stuartów.

Dlaczego tej właśnie rodzinie dany był zaszczyt umieszczenia swojego nagrobka w najważniejszym kościele katolickiego świata? Zapewne odpowiedzielibyśmy, że to ówczesnym papieżom (Benedyktowi XIV, Klemensowi XIII) bardzo zależało na podkreśleniu znaczenia rodu Stuartów i ich katolickiej wiary. Ale odpowiedź jest bardziej złożona. Fundatorem pomnika, o dziwo, nie był papież, choć to on zlecił jego budowę, ale zdeklarowany anglikanin, a w dodatku wróg numer jeden Stuartów – Jerzy III, przedstawiciel dynastii hanowerskiej, rządzącej podówczas w Wielkiej Brytanii. Aby zrozumieć meandry tej fundacji, musimy wrócić do 1807 roku. Jeszcze przed śmiercią kardynał Henryk Stuart zlecił budowę własnego nagrobka. Pracę powierzono Antoniemu Canovie i ten przygotował wstępny projekt, który jednak z powodów finansowych nie doczekał się realizacji. Kolejny rozdział tej historii rozgrywa się w Londynie w 1815 roku. Pojawia się tam Canova i wykonawca testamentu kardynała Henryka, Ercole Consalvi. Nie wiemy, jak do tego doszło, ale syn Jerzego III i ówczesny książę Hanoweru (późniejszy Jerzy IV) przekazał pokaźną sumę na ręce papieża Piusa VII na ukończenie nagrobka, który miał upamiętniać trzech ostatnich Stuartów. Canova musiał więc sprostać wymaganiom zarówno fundatora (Jerzego III), jak i papieża, co nie było zadaniem łatwym, gdyż obaj mieli przeciwstawne wyobrażenia o znaczeniu tychże Stuartów. Przyjrzyjmy się zatem, jak Canova poradził sobie z tym problemem.

O ile cały nagrobek jest dziełem nowoczesnym, w pełni odpowiadającym nowemu stylowi zwanemu klasycyzmem, o tyle popiersia Stuartów będące bardzo przeciętnymi dziełami sztuki portretowej, umieszczone na czymś w rodzaju półki, uderzają anachronizmem. Trzej Stuartowie ukazani są jak cienie przeszłości – rycerze z dawnych epok, których pogrzebano tu w dwójnasób – w wymiarze rzeczywistym i symbolicznym. Oto potomkowie wygnanego i zdetronizowanego ostatniego króla katolickiego, Jakuba II, wierni swej wierze, znaleźli miejsce spoczynku z dala od Anglii, gdzie ich legenda w międzyczasie obrosła romantyczną aurą nostalgii. Zostali „zneutralizowani” nawet pośmiertnie przez swych wrogów. I taka była najprawdopodobniej intencja fundacji Jerzego III. Oddano cześć duchom przeszłości, grzebiąc je w bazylice San Pietro in Vaticano na zawsze. Tym bardziej że nagrobkowi towarzyszy napis, w żaden sposób nieinformujący o ich królewskich roszczeniach, które podtrzymywali przecież kolejni papieże:

Dla Jakuba III, syna króla Jakuba II z Wielkiej Brytanii, dla Karola Edwarda i Henryka, dziekana kardynałów, ostatniego z rodu królewskiego Stuarta, synów Jakuba III, 1819 

Papież z kolei, umieszczając nagrobek w bazylice watykańskiej, pragnął zapewne uczcić dogłębne przywiązanie Stuartów do religii katolickiej, ale niewykluczone, że ten gest obopólnej zgody anglikańskiego monarchy i papieża przyczynił się do pozyskania czegoś wielce ważnego dla Kościoła katolickiego. Jerzy IV zgodził się bowiem na równouprawnienie katolików i zaniechanie ich dyskryminacji na Wyspach Brytyjskich. Akt taki wydano w 1829 roku.

Liczący 5 metrów wysokości i 3 metry szerokości pomnik ukończono w 1821 roku. Naprzeciw niego widnieje zupełnie inny w stylu i wyrazie pomnik nagrobny Marii Klementyny Sobieskiej, w którym spoczywa żona i matka tychże ostatnich Stuartów.

Whoops, looks like something went wrong.