Kościół Santi Quattro Coronati – tam, gdzie panuje mistyczna aura średniowiecza
Fortyfikacje te powstały w ciężkich dla papiestwa czasach, między XI a XIII wiekiem, aby zabezpieczyć znajdujące się tu budowle, ale też leżącą nieopodal bazylikę św. Jana na Lateranie (San Giovanni in Laterano) i tamtejszy pałac biskupi. Ich wygląd musiał budzić respekt i odstraszać najeźdźców, tym bardziej że okien, które dzisiaj widzimy w ścianach umocnień, ongiś nie było. Powstały dopiero w XVII i XVIII stuleciu, aby doprowadzić trochę światła do pomieszczeń rezydujących tu do dziś sióstr augustianek. Widoczna stąd sylweta ogromnej wschodniej absydy daje przedsmak imponującej wielkości kościoła, który zamierzamy zobaczyć. Gdy dotrzemy do bramy tego warownego kompleksu, staniemy jakby przed wrotami zrujnowanego folwarku, którego mury padły ofiarą wielowiekowego zaniedbania. Naszego oka nie zatrzymają żadne dekoracje czy elementy architektoniczne. Nawet mocarna dzwonnica bardziej przypomina wieżę obronną niż wysmukłe i eleganckie kampanile, jakie znamy z innych rzymskich kościołów. Nic dziwnego – wszak i ona musiała sprostać celom obronnym tego miejsca. Po przejściu bramy głównej znajdziemy się w zupełnie nowym wymiarze rzeczywistości. Wchodzimy między zmurszałe mury dziedzińca zakończonego portykiem, w którym dostrzeżemy pozostałości malowideł z końca XVI wieku. Pomiędzy kręconymi kolumnami widnieją dwie sceny z życia Marii. Jedna ukazuje jej narodziny, druga natomiast Ofiarowanie Marii w świątyni. Ich autorem jest nieznany z nazwiska florentyńczyk o sporym talencie.
Po przekroczeniu tego reprezentacyjnego portyku znajdziemy się na drugim dziedzińcu, w którego murach tkwią kolumny i wąskie, jakby strzelnicze okienka. Dziwne wydają się te następujące po sobie dziedzińce, ale wszystko w tym kompleksie jawi się jako nietypowe, a szczególnie te powtarzające się, wmurowane z niewiadomych powodów kolumny i widoczne zarysy arkad. Zatrzymajmy się na chwilę na tych dwóch dziedzińcach. Pierwszy, który nie wydaje się zbyt interesujący, służył pierwotnemu kościołowi za atrium, z fontanną na środku, obecnie widniejącą w klasztornym wirydarzu. Gdy wejdziemy na drugi dziedziniec, ukaże się nam, w dużym skrócie perspektywicznym, fasada świątyni. Trudno to sobie wyobrazić, ale znajdujemy się w przestrzeni, która ongiś była kościołem. Budowla, którą zaraz zobaczymy, była bowiem pierwotnie o połowę większa niż teraz. Dziś świadczą o tym jedynie widniejące w murze kolumny, które do XI wieku oddzielały nawę główną pierwotnego kościoła od jego nawy bocznej.
Wchodząc do bazyliki, doznajemy uczucia niespójności, ale równocześnie autentycznej wiekowości tego miejsca. Ciemne, źle oświetlone wnętrze nie jest jednak przytłaczające, ale w pewien sposób smutne. Nie są w stanie ożywić go ani piękne korynckie kolumny, ani wychodzące ze ścian fragmenty kolumn jońskich, ani piękne freski z XIV wieku, ani nawet umieszczone na ścianie wdzięczne renesansowe tabernakulum. Przy bliższym przyjrzeniu się nie można też nie dostrzec pięknej posadzki warsztatu Cosmatich, która jednak urywa się w nawach bocznych. Czuje się jakąś dziwną krzywdę, którą zadano temu przybytkowi. Jej wymiar można zrozumieć dopiero poprzez baczną analizę kolejnych etapów powstawania kościoła.
Pierwsze wzmianki o tym miejscu pochodzą z końca V wieku z Liber Pontificalis, czyli listy darowizn i fundacji papieskich, z którego to dokumentu w wielu wypadkach czerpiemy jedyne informacje o wczesnych rzymskich świątyniach chrześcijańskich. Dowiadujemy się z niego o istniejącym w tym miejscu tituli Aemilianae. Następna wzmianka, z 595 roku, mówi już o tituli o nazwie Sanctorum Quattuor Coronatorum. Tak więc pierwotne miejsce spotkań chrześcijan, które swą nazwę zawdzięczało zwyczajowo darczyńcom, zastąpiono w wieku następnym nazwą wziętą już od świętych patronów – czterech ukoronowanych cierpieniem wczesnochrześcijańskich męczenników (polska nazwa świątyni to: bazylika Czterech Koronatów lub, inaczej, Czterech Świętych Koronowanych). Kim byli? Według legendy to czterej anonimowi gwardziści cesarza Dioklecjana, którzy ponieśli męczeńską śmierć na początku IV wieku za odmówienie oddawania czci bogowi Eskulapowi. W VII wieku nadano im imiona – Sewer, Sewerian, Karpofor i Wiktoryn, które z żołnierzami tymi nie miały jednak nic wspólnego. Należały do innych czterech męczenników z Albano, którzy również zginęli za wiarę. Ale to nie wszystko, gdyż mamy jeszcze jedną, tym razem liczniejszą, pięcioosobową grupę kamieniarzy z Panonii, którzy odmówili wykonania rzeźby wspomnianego Eskulapa i z tego powodu zostali umęczeni i utopieni. Tak czy inaczej w IX wieku, za pontyfikatu papieża Leona IV, przeniesiono ziemskie szczątki dziewięciu męczenników do tutejszego kościoła, choć nie zmienił on swej pierwotnej nazwy. Krypta pod ołtarzem głównym do dzisiaj przechowuje ich pochówki.
Ale wróćmy do samej budowli. Początkowo był to prosty, bardzo obszerny (wielkości dzisiejszego kościoła), czworoboczny gmach z absydą – pozostałość antycznego obiektu z IV wieku, który został dostosowany do potrzeb kościoła dopiero w VII wieku za papieża Honoriusza I. Ale prawdziwy boom budowlany nastąpił w tym miejscu dwa stulecia później dzięki wspomnianemu już Leonowi IV. Papież ten poświęcił kościołowi wiele funduszy, tworząc wielką trójnawową bazylikę z absydą na wschodzie i atrium na zachodzie. Liczyła aż 50 metrów długości, a o jej wielkości może świadczyć ilość podtrzymujących ją kolumn (aż 16 w jednym rzędzie). Do naw bocznych z czasem dobudowane zostały również kaplice. O dawnej wielkości i splendorze kościoła świadczy dziś jedynie jego transept, o szerokości takiej, jaką miały ówczesne nawy, i olbrzymia absyda, nieproporcjonalnie "wydęta" w stosunku do reszty budynku. Z dokumentów wiemy, że papież wyposażył kościół w srebrne dekoracje i sprzęty liturgiczne. Jednak dzieło Leona IV nie przetrwało. W XI stuleciu, za sprawą Normanów przybyłych na ratunek papieżowi Grzegorzowi VII, doszło do zniszczenia świątyni. Ucierpiała nie tylko ona, ale też zamieszkująca wzgórze Celio ludność, a ci, którzy przeżyli, po prostu stąd uciekli. Rejon, dawniej tętniący życiem, stał się bezludny, a łąki zdominowały jego pejzaż na wieki. Kościół został wprawdzie odbudowany na zlecenie papieża Paschalisa II w 1116 roku, jednak w zasadniczy sposób stracił na wielkości. Jest to jeden z tych rzadkich przypadków, że kościół z biegiem lat zostaje zmniejszony, a nie powiększony. Nie wiemy, czy powodem były względy finansowe, niemniej wielkiemu gmachowi okrojono prawie połowę jego długości i sporą część szerokości. Z szesnastu kolumn pozostało jedynie pięć. Tak naprawdę zachowana została jedynie nawa główna, którą z kolei podzielono granitowymi kolumnami na trzy nowe. Pomimo zniszczeń papież przeniósł tu jednak swą rezydencję, gdyż pałac laterański znajdował się w gruzach. Rezydował w tym miejscu aż do swojej śmierci, a po nim kolejni, niepewni swego bezpieczeństwa, papieże w czasie, gdy odbudowywany był pałac na Lateranie. Reszta zabudowań została objęta przez konwent benedyktynów, który przybył w to bezludne miejsce w 1138 roku i pozostał w nim kolejne cztery wieki. Benedyktyni rozbudowali kościół i klasztor, nadając mu kształt trudnej do zdobycia warowni, w której przyjmowani byli też znaczący goście. Niestety, w kolejnych stuleciach zakonnikom nie udało się zapobiec stopniowemu popadaniu kościoła w ruinę, choć wciąż znajdywali się fundatorzy pragnący uświetnić ten przybytek malowidłami i darami. Wobec bezradności benedyktynów w 1564 roku klasztor przeszedł w ręce klauzurowych sióstr augustianek, które prowadziły tu sierociniec dla dziewcząt aż do 1872 roku.
Wnętrze bazyliki pomimo swej niespójności kryje kilka interesujących artystycznie obiektów, datowanych od IV do XVII wieku. Należy dodać, że w tym właśnie stuleciu kościół został gruntownie wyremontowany. Gwałtowność tego remontu widać do dziś. Wystarczy tylko bacznie się rozejrzeć – tu kolumna wystaje ze ściany, tam stare malowidła w nieudany sposób zakrywa barokowy ołtarz, renesansowe tabernakulum wydobywa się ze ściany pokrytej barokowymi freskami. Dawne kolumny zamurowano już za Paschalisa II, a na nich stworzono w XIV wieku pasmo z wizerunkami świętych. I tak na tle widocznych w ścianach bocznych kolumn starego kościoła (odkutych na początku XX wieku), jak również na ścianie wejściowej dojrzymy świętych, zapewne imienników albo patronów fundatorów, którzy zatroszczyli się w tym czasie o dekoracje tego wnętrza. Niestety, nie potrafimy jednoznacznie rozpoznać wszystkich postaci ani zamysłu, jaki przyświecał ich twórcom, jak w przypadku Rainaldusa. Na ścianie wejściowej, na pilastrze, zobaczymy wizerunek biskupa, którego imię znamy, gdyż widnieje poniżej (Rainald). U stóp dostojnika dojrzymy dwóch mnichów, ukazanych w rozmiarach mikroskopijnych, a więc, zgodnie ze średniowiecznym kanonem obrazowania, niewiele znaczących. Jeden z nich jest benedyktynem (ten w ciemnym habicie), a drugi cystersem (w białym habicie); wydają się całkowicie pochłonięci toczoną przez siebie dysputą, ale czego ona dotyczy i jaką rolę odgrywał w niej wspomniany biskup, tego nie wiemy.
W dalszej części dojrzymy kolejnych, tym razem siedzących mężczyzn, w tym św. Augustyna i trzech innych, nieznanych z imienia. Na prostopadłej ścianie dojrzymy piękny i rzadki w Rzymie motyw – Okręt Kościoła, symbolizujący potęgę i siłę zjednoczonych w wierze katolików, a dalej kolejnego niezidentyfikowanego świętego. Po drugiej stronie (na ścianie wejściowej) znajduje się podobny rząd świętych postaci. Inaugurują go św. Antoni i św. Katarzyna Aleksandryjska, po czym następuje przejmująca, często w średniowieczu przywoływana scena Vir Dolorum, czyli przedstawienie Męża Boleści (cierpiącego Chrystusa między aniołami, ukazującego swe rany zadane mu podczas ukrzyżowania), której towarzyszą po obydwu stronach najważniejsi rzymscy święci męczennicy Piotr i Paweł (z mieczem). Dalej widnieje dobrze zachowany wizerunek św. Bartłomieja (z jego własną, zdartą skórą na ramionach), a następnie podobizna nieznanego biskupa i przedstawienie św. Bernarda z mnichem u stóp. Za znajdującym się na drodze tego pasma ołtarzem dojrzymy jeszcze jedną, równie nierozłączną parę, a mianowicie dwóch ważnych w Rzymie świętych diakonów – Szczepana i Wawrzyńca. W tym miejscu kończą się średniowieczne dzieje tego przybytku, który – jak pamiętamy – w kolejnych stuleciach popadał w ruinę. Zadziwia więc znajdujący się tu piękny przykład sztuki wczesnego renesansu – wbudowane w ścianę tęczy tabernakulum papieża Innocentego VIII, którego autorstwo przypisywane jest znakomitemu Andrei Bregno albo jego warsztatowi.
Wspomniana XVII-wieczna renowacja nie przyniosła kościołowi wielkich dzieł sztuki. Choć jedno zadziwia. W lewej nawie dojrzymy ołtarz, w którym przechowywane są relikwie głowy św. Sebestiana (reszta relikwii znajduje się w kościele San Sebastiano fuori le mura). Widnieje nad nim interesujący obraz, który można by przypisać któremuś z caravaggionistów, ukazujący rannego Sebastiana, opatrywanego przez Irenę i Lucynę (1630 r.). Sposób przedstawienia wyłaniających się z ciemności postaci nie świadczy o wielkim talencie twórcy tego płótna, ale też nie jest ono dziełem przeciętnym. Jego autorem był nie kto inny jak główny krytyk malarstwa Caravaggia i jego biograf – Giovanni Baglione. Jak widać, upodobania z czasem się zmieniają, tym bardziej że w momencie, gdy obraz ten powstawał, genialny Caravaggio nie żył już od dwudziestu lat. Po przeciwnej stronie godny wzmianki jest późnobarokowy, dość pompatyczny (jak na urzędnika papieskiego przystało) pomnik nagrobny Luigiego d’Aquino z końca XVII wieku.
Przebudowa kościoła, a właściwie jego miniaturyzacja szczególnie rzuca się w oczy, gdy patrzymy na absydę kościoła, która została ponownie udekorowana freskami w 1632 roku przez florenckiego malarza Giovanniego Mannozziego. Przedstawiają one w górnej partii tragiczne dzieje czterech żołnierzy, natomiast poniżej rozpościerają się te opowiadające o męczeństwie wspomnianych kamieniarzy z Panonii. W zwieńczeniu absydy rozpościera się wizja raju, w którym męczennicy odnajdują wieczny spokój w towarzystwie aniołów i innych świętych.
Nie można opuścić bazyliki, nie zobaczywszy klasztornych krużganków, stworzonych dla rezydujących tu ongiś benedyktynów. Po lewej stronie kościoła, za kotarą, znajduje się szarfa z dzwonkiem. Po jej pociągnięciu rozlegnie się dźwięk, a po pewnym czasie zjawi się ktoś, kto otworzy nam drzwi (kiedyś były to siostry) i za drobną opłatą pozwoli nam zanurzyć się w atmosferze średniowiecznego przybytku. Ponoć krużganki te są jednymi z pierwszych, jeśli nie pierwszymi, powstałymi w Rzymie. Należą też do najpiękniejszych. W mieście nad Tybrem znajdziemy kilka wspaniałych obiektów tego typu, niektóre są wręcz baśniowe, czasem „obsypane” złotem, ale urok tych tutaj polega na czymś zgoła innym. Są kameralne, w proporcjach małe, w ozdobach oszczędne, ale artystycznie wyrafinowane, jak przystało na typową benedyktyńską budowlę. Pochodzą z XIII wieku i składają się z powtarzających się podwójnych kolumn, tworzących arkady. Ich kapitele są nader skromne, podobne do stylizowanych kwiatów lotosu. Panującą tu ciszę urozmaica jedynie szum wody, wydobywającej się z fontanny. Okalają ją rabaty, a ścieżki wysypane są jasnym żwirkiem, który pod stopami szeleści, co w tej oazie spokoju zdaje się dźwiękiem nie do zniesienia. W ściany krużganków wmurowano różne elementy architektoniczne i dekoracyjne, w tym liczne napisy epitafijne, które odnaleziono w czasie prac archeologicznych na początku XX stulecia. Znajdziemy wśród nich zarówno obiekty antyczne, jak i wczesnochrześcijańskie. Po lewej stronie usytuowana jest kaplica św. Barbary, jedyna zachowana spośród tych stworzonych w czasach Leona IV, jedna z tych, do których wchodziło się początkowo z nawy bocznej kościoła. Jej ciemne wnętrze oświetlone było kiedyś tylko małym okienkiem. Dziś obejrzeć w niej można pozostałości fresków – tych ukazujących Marię z Dzieciątkiem oraz fragmenty z podobizną św. Barbary i innego świętego o niezidentyfikowanej tożsamości. Pochodzą one z XII i XIII wieku i kiedyś wypełniały wszystkie ściany i sklepienie kaplicy. Wspaniale zachowane marmurowe konsole z ozdobnymi kapitelami sugerują jednoznacznie, jak wielkie znaczenie miała ta kaplica dla jej fundatora – papieża Leona IV. Musimy wyobrazić sobie ją barwną, zdobioną freskami, dekorowaną liturgicznymi sprzętami i lśniącą marmurem. Dziś ukazuje nam jedynie swe ceglane trzewia, choć zachowała niepowtarzalną atmosferę skupienia i duchowości tamtej epoki.
Jeśli ktoś zajrzy do kościoła wieczorową porą, może być świadkiem wyjątkowego zjawiska. W ołtarzu pojawią się gospodynie tego przybytku – augustianki, żyjące tu od stuleci w klauzurze, siostry znane z pięknego śpiewu chóralnego, które spotykają się dla ćwiczenia swych głosów, przenosząc nas jednocześnie w niebiańskie rewiry.
Obiektem, który wart jest szczególnej uwagi w kompleksie klasztorno-kościelnym, jest oratorium San Silvestro z istniejącymi tam świetnie zachowanymi freskami z XIII wieku. Trafimy doń, kierując się po wyjściu z kościoła na lewo. Przy dozie szczęścia będziemy mogli wtopić się samotnie w atmosferę tego niepowtarzalnego miejsca i zapoznać się z jedną z najbardziej propagandowo nośnych historii w naszych dziejach. Innym, niedawno oddanym do zwiedzania obiektem jest średniowieczna reprezentacyjna sala w klasztornej wieży, zdobiona rzadkimi freskami, do której wejść można jednak tylko w określonych dniach roku (Aula Gotycka).
Może zainteresuje Cię również
Papież Innocenty VIII (1432–1492) – chorowity, acz zaradny protektor własnych dzieci
Zgodnie z art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO), informujemy, że Administratorem Pani/Pana danych osobowych jest firma: Econ-sk GmbH, Billbrookdeich 103, 22113 Hamburg, Niemcy
Przetwarzanie Pani/Pana danych osobowych będzie się odbywać na podstawie art. 6 RODO i w celu marketingowym Administrator powołuje się na prawnie uzasadniony interes, którym jest zbieranie danych statystycznych i analizowanie ruchu na stronie internetowej. Podanie danych osobowych na stronie internetowej http://roma-nonpertutti.com/ jest dobrowolne.