Dzielnica czerwonych latarni – sekretne życie Wiecznego Miasta

Szacuje się, że pod koniec XVI stulecia w mieście nad Tybrem, liczącym w tym czasie około stu tysięcy mieszkańców, tylko jedną trzecią ludności stanowiły kobiety. Spośród nich około dziesięć procent trudniło się nierządem. Sektor usług seksualnych był w mieście rozbudowany, a kobiety lekkich obyczajów w równej mierze darzono tu pogardą i doceniano. Do Rzymu ściągały one z wszystkich zaułków Italii, mając nadzieję na szybki i pewny zarobek oraz licznych klientów. Płatne usługi seksualne świadczono w Wiecznym Mieście tak naprawdę zawsze, ale Pius V, wstępując na tron Piotrowy, postanowił ostatecznie rozprawić się z tym wstydliwym problemem, który z powodu biedy przybierał na sile.

Szacuje się, że pod koniec XVI stulecia w mieście nad Tybrem, liczącym w tym czasie około stu tysięcy mieszkańców, tylko jedną trzecią ludności stanowiły kobiety. Spośród nich około dziesięć procent trudniło się nierządem. Sektor usług seksualnych był w mieście rozbudowany, a kobiety lekkich obyczajów w równej mierze darzono tu pogardą i doceniano. Do Rzymu ściągały one z wszystkich zaułków Italii, mając nadzieję na szybki i pewny zarobek oraz licznych klientów. Płatne usługi seksualne świadczono w Wiecznym Mieście tak naprawdę zawsze, ale Pius V, wstępując na tron Piotrowy, postanowił ostatecznie rozprawić się z tym wstydliwym problemem, który z powodu biedy przybierał na sile.

„Nie można tolerować, aby na pięknych, świętych ulicach Rzymu, na których przelana została krew tak wielu męczenników, i gdzie znajduje się tak wiele relikwii, zamieszkiwały prostytutki”, grzmiał papież Pius V (1566–1572) na początku swego pontyfikatu. Znany z rygoryzmu moralnego i niechęci do szerzącego się w mieście nierządu, początkowo pragnął wypędzić z niego wszystkie kobiety lekkich obyczajów. „Czyszczenie” zaczęto od dzielnicy Borgo – bezpośrednio przylegającej do bazyliki watykańskiej. Sbirri, czyli ówczesna straż porządkowa, wyrzucała prostytutki i wyżej postawione kurtyzany z ich mieszkań, nakazując im w sześć dni opuścić miasto. Uczyniło to około trzystu spośród nich, na ogół tych bogatszych. Szybko jednak przekonano papieża, że prostytucja jest dla Państwa Kościelnego mniejszym złem niż jej brak. Dlatego Pius V musiał obniżyć swoje oczekiwania. Wysoki wskaźnik maskulinizacji społeczności Rzymu budził obawy – istniała groźba, że przy braku kobiet lekkich obyczajów mężczyźni nie tyle zrezygnują z poszukiwania cielesnych uciech, ile zagrożą porządkowi miasta przez gwałty na jego mieszkankach. Z usług prostytutek korzystali nie tylko duchowni, ale też pracujący w mieście urzędnicy papiescy, rzemieślnicy, artyści, ambasadorowie, przybywający do niego kupcy. Obawiano się też trudnej do kontroli prostytucji męskiej. Nie bez znaczenia była także perspektywa wyludnienia się znaczących obszarów Rzymu i jego wpływ na gospodarkę. Prostytucja była obłożona specjalnym podatkiem i stanowiła jedno ze źródeł dochodu Państwa Kościelnego, ale nie chodziło tylko o podatki, lecz o cały sektor żyjący z nich i zarabiający na ich pracy – szynkarzy, sutenerów, służących, producentów przedmiotów luksusowych, krawców itd. Bogate prostytutki były też wiernymi córami Kościoła – łożyły na cele charytatywne, wspomagały zakony i przytułki dla nawróconych kobiet (case delle convertite), w których mogły one – po wyrzeczeniu się swej „nierządnej” profesji – przykładnie żyć. Jednym z takich przytułków był Monastero di Santa Maria Maddalena. Nawet gdy prostytutki umierały, można było czerpać zyski z pozostawionych przez nich na rzecz Kościoła nieruchomości bądź pieniędzy, które gwarantowały im odpuszczenie win i modlitwy za ich dusze. Kuria rejestrowała kobiety lekkich obyczajów, wydawała licencje i kontrolowała burdele, pilnując opłacania przez nie podatków. I to właśnie dzięki tym wpływom możliwa była budowa dróg via Ripetta i Borgo Po – kwartału między Watykanem a zamkiem Świętego Anioła.



Papież Pius V postanowił więc pójść na kompromis i stworzyć coś na kształt getta – podobnego do tego przeznaczonego dla Żydów, i zamknąć w nim kobiety, których jego oczy nie chciały oglądać. Dzielnica czerwonych latarni, nazwana Ortaccio di Campo Marzio, znajdowała się w dzielnicy Campo Marzio – między Tybrem a placem Monte d’Oro. Miejsce to – ogrodzone w 1569 roku – zaopatrzone było w dwie bramy, które zamykano na noc i otwierano o świcie. Każda z kobiet lekkich obyczajów tylko tam mogła uprawiać swój proceder, a co więcej nie mogła tego miejsca opuszczać. Jeśli któraś z nich ośmieliłaby się pracować poza nim, miała być publicznie wychłostana, a nawet wyrzucona z miasta. Kobiety te poddawane były też procesowi umoralniającemu – musiały brać udział w specjalnie dla nich organizowanych spotkaniach z księżmi i zgadzać się na wizyty pragnących je nawrócić duchownych. Bractwa fundowały dla sierot, albo nisko uposażonych dziewczynek, posagi, aby umożliwić im zamążpójście. Zakonnicy angażowali się w nawracanie ich ze złej drogi, tyle że w Rzymie tego czasu nie było dla nich zbyt wielu alternatyw, zwłaszcza że podstawą prostytucji była bieda.


Ortaccio di Campo Marzio funkcjonowało około stu pięćdziesięciu lat, choć z czasem przestano rygorystycznie przestrzegać nakazu pozostawania przez kobiety trudniące się nierządem wewnątrz getta, a poszukujące klientów dziewczęta zaczęły się pojawiać w różnych punktach miasta. Co prawda karano je za to więzieniem, a nawet chłostą, ale kary te niczego nie zmieniały. Po śmierci surowego Piusa V jeszcze kilku papieży próbowało uporać się z problemem prostytucji w Rzymie, ale ostatecznie się poddano – zalecano jednak, aby nierządnice nie mieszkały przy głównych ulicach i nie rzucały się w oczy. Na początku XVIII wieku, na mocy nowego prawa, dzielnica czerwonych latarni została zamknięta, a mieszkające w niej prostytutki musiały szukać dla siebie domów poza granicami miasta, na przykład za Porta del Popolo. I mimo że poddawano je wielu szykanom, na nic się one zdały. Rzym pozostał największym w całej Italii, obok Wenecji, skupiskiem kobiet lekkich obyczajów.