Przepędzenie przekupniów ze świątyni – scena jak z życia wzięta

Przepędzenie przekupniów ze świątyni, fragment, Vatentin de Boulogne, Galleria Nazionale d’Arte Antica, Palazzo Barberini

Przepędzenie przekupniów ze świątyni, fragment, Vatentin de Boulogne, Galleria Nazionale d’Arte Antica, Palazzo Barberini

„Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!» (Biblia Tysiąclecia, J 2, 14–16).
Przepędzenie przekupniów ze świątyni, fragment, Vatentin de Boulogne, Galleria Nazionale d’Arte Antica, Palazzo Barberini
Przepędzenie przekupniów ze świątyni, Vatentin de Boulogne, Galleria Nazionale d’Arte Antica, Palazzo Barberini
Przepędzenie przekupniów ze świątyni, fragment, Vatentin de Boulogne, Galleria Nazionale d’Arte Antica, Palazzo Barberini
Bartolomeo Manfredi, Wypędzenie przekupniów ze świątyni, Musee des Beaux-Arts et Archeologie, Libourne
Cecco del Caravaggio, Przepędzenie przekupniów ze świątyni, Staatliche Museen zu Berlin, Gemäldegalerie, Berlin
„Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!» (Biblia Tysiąclecia, J 2, 14–16).

Scena opisana przez autora Ewangelii doskonale nadawała się do uczynienia z niej tematu dynamicznej kompozycji, o silnym ładunku emocjonalnym, a jednocześnie pozwalała na zaczerpnięcie pewnych motywów czy atmosfery z życia współczesnej artyście ulicy rzymskiej. I tak potraktował ją autor tego dzieła – Valentin de Boulogne, malując coś na kształt zatrzymanego kadru filmowego, chwytającego moment, w którym do jednej z rzymskich tawern niespodziewanie wkracza Chrystus. Kompozycja wydaje się falować wokół idealnie symetrycznej osi. Dwie postacie po prawej i lewej stronie przedstawionej sceny w chwili zjawienia się przybysza gwałtownie spadają z ustawionych wokół stołu ław, jakby rażone gromem. Grupa przestraszonych mężczyzn w popłochu chce się oddalić, a jeden – ten usytuowany najbliżej Chrystusa – zasłania ręką twarz, broniąc się przed razami. Postacie, ich gesty i rysujące się na twarzach emocje wypełniają dolną część obrazu, pozostawiając w ciemności górną, z której wyłania się postać Jezusa, i dwie, ledwie widoczne w tle głowy świadków zdarzenia.

Niewiele wiemy o życiu Valentina de Boulogne. Znamy jego akt chrztu datowany na styczeń 1591 roku i informację, że wywodził się z rodziny malarzy – zarówno jego ojciec, jak i wuj tworzyli obrazy i witraże. Możemy przypuszczać, że po naukach pobranych u ojca Valentin kształcił się w Paryżu, ale nie mamy pewności, kiedy udał się do Rzymu. Notatka z 1620 roku, figurująca w księgach parafialnych kościoła Santa Maria del Popolo, sugeruje, że malarz znalazł się w Wiecznym Mieście w tym właśnie czasie, ale według Joachima von Sandrarta gościł on w nim już przed rokiem 1614, na co wskazywałyby notatki o pewnym „Valentino Francese”. Po przybyciu do Rzymu młodzieniec znalazł się w towarzystwie malarzy flamandzkich i holenderskich, znanych w mieście z suto zakrapianych alkoholem imprez i konfliktów z prawem. Należał też do grona tzw. Bentvueghels (Ptaki jednego pióra) – nieformalnego zrzeszenia niderlandzkich malarzy pracujących i żyjących w Rzymie, które oficjalnie kontestowało sztukę spod znaku rzymskiej Akademii św. Łukasza, a praktycznie skupiało się na zabawie. Każdy z członków bractwa posługiwał się przezwiskiem nawiązującym w jakiś sposób do jego charakteru bądź cechy; w przypadku Valentina był to przydomek „Innamorato” (zakochany), który najprawdopodobniej odnosił się do bujnego życia miłosnego artysty.


W pierwszym okresie twórczej działalności w Rzymie malarz, podobnie jak jego koledzy przybywający zza Alp, musiał ulec czarowi dokonań Caravaggia, który od przynajmniej czterech lat już nie żył. Nic dziwnego – w miejscach publicznych wisiały jego wciąż podziwiane obrazy, a kolekcjonerzy rozwodzili się nad ich pięknem. Młodzi adepci malarstwa poszli jego tropem, bezbłędnie wyczuwając potencjał kryjący się w jego stylu. W arkana jego sztuki wprowadzał ich uważany za ucznia Caravaggia Bartolomeo Manfredi, który pokazywał im, jak wydobywać postacie z ciemnego tła, jak budować dramatyzm scen za pomocą silnego światłocienia i jak posługiwać się modelami w celu jak najdoskonalszego odzwierciedlenia ludzkich emocji.

Głównym tematem podejmowanym przez grono młodych malarzy naśladowców i kontynuatorów Caravaggia (tzw. caravaggionistów), do których zaliczał się również de Boulogne, były sceny rodzajowe – przetworzone w umiejętny sposób motywy zaczerpnięte z obrazów genialnego Lombardczyka, wzbogacone o inspiracje wywodzące się od Manfrediego.

De Boulogne nie był pierwszym caravaggionistą, który sięgnął po temat wypędzenia kupców ze świątyni. Malowali go już wcześniej właśnie Manfredi, Jusepe de Ribera i Cecco del Caravaggio. Nie wydaje się jednak, że de Boulogne miał na celu naśladowanie ich płócien. Chodziło mu raczej o polemikę z ich wizją artystyczną, o swoistą rywalizację, kto lepiej odda ducha tej sceny. Co było w niej tak pociągającego? Jak się wydaje – rodzajowość. Pod płaszczykiem religijnego tematu malarz przemycił bowiem w obrazie cały wachlarz ludzkich typów, popisując się przy tym umiejętnością malowania dynamicznych portretów współczesnych sobie mężczyzn, kobiet, starców, dzieci i zwierząt. Umieścił ich wokół stołu, w dobrze znanej jemu i jego towarzyszom artystom, jak się możemy domyślać, tawernie, gdzie spędzali czas na grze w kości, piciu wina i całonocnych dyskusjach.

Manfredi w swoim obrazie Wypędzenie przekupniów ze świątyni (1616/17, Musee des Beaux-Arts et Archeologie, Libourne) stworzył kompozycję statyczną, z jednym teatralnie osuwającym się, odwróconym do widza plecami, mężczyzną o obnażonym ramieniu, który dodaje scenie ekspresji. Zwróćmy też uwagę na kobietę z koszem na głowie, w którym dojrzymy gołębia odwracającego się ku Chrystusowi. Zapamiętajmy też dwie ledwie widoczne w tle staruszki i wychylającego się zza kolumny gapia. Postacie te dojrzymy również w obrazie de Boulogne. Malarz musiał zatem dobrze znać płótno Manfrediego. Kompozycja Francuza jest jednak zdecydowanie bardziej dynamiczna, a Chrystus zamachuje się na przekupniów z o wiele większą siłą. Przechylony do przodu, wydaje się wręcz podnosić stół, przy którym siedzą mężczyźni. Również ich gesty i mimika są o wiele bardziej ekspresyjne. Kompozycja wzbogacona jest ponadto o postać chłopca, z przerażeniem spoglądającego na siejącego postrach Chrystusa. Zatrzymajmy się przy nim. Czyż nie przypomina innego, którego de Boulogne musiał dobrze znać? Widział go w kaplicy Contarelli w kościele San Luigi dei Francesi na obrazie Caravaggia (Męczeństwo św. Mateusza). Z ust tamtego chłopca wydobywa się przerażający krzyk; u tego otwarte usta wyrażają bardziej zadziwienie. To nie jest jedyny cytat z Caravaggia. Widoczna po lewej stronie obrazu leżąca postać przypomina bowiem św. Pawła z Nawrócenia św. Pawła (kaplica Cerasi, kościół Santa Maria del Popolo).

Powróćmy jednak do inspiracji zaczerpniętych od Manfrediego. Jest nią niewątpliwie postać dziewczyny z koszem na głowie, tu odwróconej w stronę widza i z przestrachem spoglądającej na Chrystusa (przerażenie wydaje się z nią dzielić gołąb rozpościerający skrzydła). Za nią dostrzeżemy dwie komentujące scenę starsze kobiety i dwóch mężczyzn wychylających się z ciemności – bardziej gapiów niż uczestników sceny. Niewątpliwie również ich podejrzał malarz na płótnie Manfrediego, ale możemy podejrzewać, że podobnie jak Caravaggio (Męczeństwo św. Mateusza) Valentin pragnął wprowadzić do obrazu autoportret; twarz w połowie widoczna za siwowłosym starcem to być może podobizna malarza.

De Boulogne był niewątpliwie mistrzem szczegółu i podobnie jak wielu jego kolegów caravaggionistów żywił przekonanie, że należy malować tak jak Caravaggio, czyli dal naturale – korzystając przy tym z modeli znajdowanych w zaułkach miasta. Jego postaci odziane są we współczesne artyście ubrania, które stara się on oddawać z ogromną precyzją. Zachwyca umiejętność, z jaką malarz odtwarza atłasowe rękawy, adamaszkowe dublety, delikatne pawie pióra, miękkie futra i mięsiste wełniane płaszcze swych bohaterów. Ich kolorystyka jest wysmakowana, oparta na ultramarynie, brązach i zaledwie kilku plamach czerwieni. Malarz skrupulatnie odtwarzał też padające światło, odbijające się od brokatów i atłasów i zatrzymujące się na lnianych koszulach czy okryciach z wełny.

Patrząc na kompozycję obrazu de Boulogne, można odnieść wrażenie, że ma się przed sobą wzburzoną falę, a to z kolei przywołuje na myśl inne ciekawe dzieło podejmujące ten sam temat (Przepędzenie przekupniów ze świątyni, 1610/15, Staatliche Museen zu Berlin, Gemäldegalerie, Berlin), które powstało kilka lat wcześniej i które zapewne także było znane Valentinowi, gdyż znajdowało się w zbiorach markiza Vincenza Giustinianego. Stworzył je Cecco del Caravaggio[3]. Przedstawia zbitą grupę szykownie ubranych mężczyzn, którzy z wyrazem przerażenia na twarzach ustępują niczym fala przed rozsierdzonym Chrystusem. Drogę zagradza mu leżący półnagi łysy mężczyzna, który ukazany został w ekwilibrystycznym skrócie w momencie upadku z monetami rozsypującymi się z rozbitej glinianej miseczki. Tylko jeden mężczyzna (po lewej) nie ulega panice i zatrzymuje falę postaci. Z pewnym sceptycyzmem spogląda na widza, jakby jego samego zdarzenie to nie dotyczyło. Kulisami sceny jest przestrzeń świątyni pełnej kolumn.

Zapewne malarstwo Cecca musiało oddziaływać na młodych caravaggionistów – nie tylko dlatego, że był on uczniem Caravaggia, który z bliska mógł się przypatrywać pracy mistrza, ale też z powodu jego własnych, zupełnie wyjątkowych ikonograficznie i stylistycznie dzieł.


Przypatrując się trzem analizowanym obrazom, możemy prześledzić, jak temat ukazany przez jednego malarza podchwytywany był przed innych. Jak ulegał przemianie i jak bardzo artyści inspirowali się w tym czasie sobą nawzajem, jak rywalizowali o najlepszą kompozycję i najdoskonalsze środki wyrazu.

Dlaczego biblijny temat wypędzenia kupców ze świątyni był tak popularny w tym czasie? Po prostu doskonale wpisywał się w ideologię Kościoła doby kontrreformacji. Mógł w zawoalowany sposób odnosić się do żądnych dóbr doczesnych i skorumpowanych przedstawicieli duchowieństwa katolickiego, czego konsekwencją stała się reformacja, ale mógł być też biczem na odstępców od prawdziwej wiary rzymskokatolickiej, czyli heretyków.

Obraz znajdował się w kolekcji jednego z ówczesnych kolekcjonerów hiszpańskich, z czasem trafił do lombardu (Monte di Pieta), by ostatecznie, w 1895 roku, wzbogacić zbiory Palazzo Barberini.

 

Przepędzenie przekupniów ze świątyni, Vatentin de Boulogne, ok. 1618, 195 × 260 cm, olej na płótnie, Galleria Nazionale d’Arte Antica, Palazzo Barberini

 

Whoops, looks like something went wrong.