Tak pragnęliby widzieć związek arystokratki z malarzem twórcy scenariuszy filmowych (L’ombra del Caravaggio, 2022), ale również autorzy licznych quasi-biograficznych książek o Michelangelo Merisim, podążający za romantycznymi wyobrażeniami swoich czytelników/czytelniczek. Nie uwolniła się od takiego przekazu nawet włoska Wikipedia i nie ma się czemu dziwić – wiele kobiet pojawia się na kartach biografii malarza, ale relacja z żadną z nich nie jest tak dobrze udokumentowana jak właśnie z nią – Constanzą Colonną Sforzą, która towarzyszy mu w niemal każdym momencie życia. Spróbujmy zatem rzucić więcej światła na związek łączący markizę i jej poddanego.
Historia życia Constanzy jest interesująca nie tylko w kontekście biografii sławnego malarza. Może też służyć jako egzemplifikacja losu kobiet wywodzących się z najzamożniejszych i najsławniejszych rodów rzymskiej arystokracji. Pokazuje, jak wyglądała ich codzienność i czym się zajmowały. By uzmysłowić sobie, w jakim świecie żyła nasza bohaterka, warto zwiedzić Palazzo Colonna – olbrzymi pałac i kompleks ogrodowy usytuowany przy Piazza Santi Apostoli w Rzymie. Dziś jest to możliwe tylko w określonych porach, gdyż obiekt nadal zamieszkują potomkowie tego znakomitego rzymskiego rodu. Gdy podwoje pałacu się już przed nami otworzą, znajdziemy się w jego największej sali – galerii, której ściany wyłożone są od góry do dołu obrazami i lustrami. Jednak to nie rozmiar i przepych tego pomieszczenia przykują naszą uwagę, lecz imponujące freski wypełniające każdy centymetr sklepienia. Opowiadają one historię jednego z najważniejszych i najsławniejszych członków rodu – Marcantonia II Colonny – głównodowodzącego floty papieskiej i bohatera spod Lepanto – decydującej dla losów Europy bitwy morskiej, w której zrzeszone siły Państwa Kościelnego, Hiszpanii i Wenecji odniosły spektakularne zwycięstwo nad flotą turecką.
Gdy nasycimy oczy pięknem tych malowideł i doświadczymy glorii Colonny jako pogromcy Turków, możemy przejść do zwiedzania niekończącej się amfilady pałacowych pokoi i apartamentów. Możemy też udać się przez kładkę nad ulicą via della Pilotta do położonego po jej drugiej stronie ogrodu. Wejdziemy wtedy w oazę zieleni przetykanej fontannami i jedynie szum miasta będzie nam przypominał, że znajdujemy się w samym sercu Rzymu, nieopodal Piazza Venezia i dobrze widocznego z tego miejsca Ołtarza Ojczyzny.
Tak mieszkali Colonnowie przez stulecia, choć oczywiście ich rezydencja podlegała ciągłej rozbudowie i modernizacjom, a było ich wiele, gdyż rodzina szczyci się długą, udokumentowaną i sięgającą XIII wieku historią. Często byli języczkiem u wagi przy wyborze kolejnych następców Piotrowych, choć bezpośrednio z szeregów rodu wywodził się tylko jeden z nich – Marcin V. Ale i to nie stanowiło przeszkody w gromadzeniu ziem i dóbr, rozproszonych po całym Półwyspie Apenińskim. W interesującym nas okresie, czyli pod koniec XVI wieku, część z nich znajdowała się w granicach Państwa Kościelnego, a część na terenach objętych panowaniem Hiszpanów, którzy w tym czasie okupowali pokaźne obszary Italii. Colonnowie od stuleci doskonale układali swoje relacje zarówno z papieżami, jak i monarchami hiszpańskimi, co gwarantowało im stabilną i znaczącą pozycję na politycznej arenie tamtych czasów.
W takim domu dorastała Constanza Colonna, córka bohatera z fresku, Marcantonia II Colonny (księcia Paliano), i jego żony Felicii – przedstawicielki innego znaczącego rzymskiego rodu – Orsinich. Należy dodać, że Constanza wspomnianych fresków jeszcze nie widziała, gdyż powstały sto lat po bitwie pod Lepanto, a w momencie jej narodzin ojciec nie cieszył się jeszcze wojenną sławą. Przyszła na świat w 1556 roku i była drugą córką Colonnów, a zarazem pierwszorzędnym dobrem rodzinnym w rozgrywkach o wpływy i ziemie. Po tym jak jej starsza siostra Giovanna, początkowo obiecana markizowi z Caravaggio – Francesco I Sforzy, wydana została ostatecznie za przedstawiciela rodu Carafa z Neapolu, Constanzę zaproponowano Sforzom jako zastępczą pannę młodą. Colonnom zależało na zacieśnianiu stosunków z tym starym rodem posiadającym dobra w znajdującej się pod hiszpańskim panowaniem Lombardii. Do typowego w tamtym czasie ślubu per procura doszło w 1567 roku. Kilka miesięcy później (po skończeniu 12 lat) młoda małżonka zjechała do Mediolanu i znalazła się w otoczeniu, które najwyraźniej jej nie odpowiadało. Wiemy o tym z jej listu do rodziców, w którym groziła samobójstwem (nie zważając na zgubę własnej duszy), jeśli ci nie uwolnią jej od nowej rodziny. Sytuacja była na tyle poważna, że zastanawiano się nawet nad unieważnieniem ślubu, którego uzasadnieniem mogłoby być nieskonsumowanie małżeństwa, co wyraźnie akcentowała markiza, zapewniając o swoim dziewictwie. Do mediacji wysłany został spokrewniony z rodziną kardynał Karol Boromeusz, mający rozpoznać małżeński problem. Markiza opuściła już bowiem mężowski pałac i przeniosła się do mediolańskiego żeńskiego klasztoru San Paolo Converso. Tam kurowana była przez medyków, którzy zdiagnozowali u niej wodobrzusze, aplikując różne mikstury i ordynując upuszczanie krwi. Jakież przerażenie ogarnęło zarówno ich, jak i siostry zakonne, gdy dziewczyna zaczęła rodzić, a następnie wydała na świat martwe dziecko. Młoda mężatka tłumaczyła, że nie wiedziała, że jest w ciąży, a na pytanie, jak mogło do niej dojść, odpowiedziała, że była przekonana o swoim dziewictwie ze względu na brak śladów defloracji[1]. Po tym dramatycznym wydarzeniu powróciła do domu męża, gdzie czekał na nią jej przyszły ojciec duchowy, wysłannik kardynała Boromeusza – zakonnik barnabita Carlo Bascapé. Będzie on towarzyszył naszej bohaterce najpierw na miejscu, a potem listownie przez wiele lat jej życia, kręcącego się wokół rodzenia kolejnych potomków, aż do 1583 roku, kiedy nagła śmierć zabierze małżonka Constanzy.
Markiza spędzała czas w Mediolanie oraz w siedzibie Sforzów, Caravaggio – miejscowości położonej trzydzieści kilometrów od stolicy Lombardii, gdzie mamką jej dzieci została Margherita Merisi-Aratori – ciotka Cateriny, Giovanbattisty oraz Michelangela Merisich. Pomoc Margherity była dla Constanzy nieodzowna, nie tylko dlatego że ówczesne arystokratki w ogóle nie karmiły piersią, ale też z tego powodu, że markiza rodziła jedno dziecko po drugim. Korzystanie z mamki było w kręgach arystokracji powszechnie przyjęte. Pozwalało natychmiast po porodzie powrócić do życia towarzyskiego, ale przede wszystkim umożliwiało ponowne zajście w ciążę. Coroczne porody stanowiły normę, ale śmiertelność nawet w arystokratycznych rodach była ogromna. Markiza Colonna Sforza urodziła dwanaścioro bądź trzynaścioro dzieci, z których zaraz po porodzie, albo krótko po nim, zmarło sześcioro[2]. W wieku dziecięcym (do 13. roku życia) odeszło kolejnych dwoje. Z pięciorga pozostałych dwie córki (Violante i Giovanna) wybrały życie zakonne, podobnie jak ich brat Ludovico Maria. Ostatecznie jedynie dwóch synów markizy – Muzio (1576) i Fabrizio (1580) – miało zająć się dalszym zarządzaniem majątkiem, płodzeniem dzieci i ziemskimi sprawami rodu Colonna. Muzio przejął rodzinne dobra, natomiast Farbizio związał swoje życie z dworem hiszpańskim i kawalerami maltańskimi.
Margherita Merisi-Aratori jako mamka była zdana na wyrzeczenia – musiała opuścić własny dom i synka, ale czuła się przez markizę doceniana, czego dowodem było ofiarowanie jej domu w Caravaggio. Dla rodziny Aratori oznaczało to awans społeczny, choć praca mamki cieszyła się zapewne niewiele wyższym uznaniem niż praca służącej. Tak jak zadaniem Margherity była możliwie najlepsza opieka nad dziećmi markizy, obowiązkiem jej pani było dbanie o dobrostan swojej mamki i jej rodziny. Ów protekcjonizm widzimy w przypadku siostrzeńca Giovanbattisty – księdza, którego markiza poleciła w 1600 roku swemu ojcu duchowemu, wtedy już biskupowi Novary – wspomnianemu Carlowi Bascapé. W jednym z listów do swej pani Margherita dziękuje jej za skuteczną mediację w tej sprawie. Również drugi siostrzeniec Michelangelo (sławny potem Caravaggio), który po przybyciu do Rzymu poszukiwał zajęcia i mieszkania, najprawdopodobniej znalazł je dzięki protekcji Constanzy w domu prałata Pandulfa Pucciego, sławnego „Pralato Insalata”[3]. Wydaje się, że markizę i mamkę jej potomstwa łączył typowy dla tamtych czasów stosunek feudalno-klientelistyczny, od stuleci silnie zakorzeniony zarówno w wyższych, jak i niższych warstwach społecznych. Posłuszni, wierni i lojalni poddani mogli liczyć na wsparcie swego patrona, który traktował ich jak dalszą rodzinę, a w razie potrzeby wspomagał. Rytualny znak poddańczego szacunku do markiza Francesca Sforzy, a po jego śmierci do markizy i jej syna Muzia dostrzeżemy w podarunkach, przynoszonym im przez poszczególne gminy, wioski i miasteczka, począwszy od jajek i sera, a kończąc na bardziej wartościowych prezentach, jak złoty kogut, będący herbem jednego z hrabstw (Galliate). Zwyczajem było też trzymanie przez Sforzów dzieci swych poddanych do chrztu czy odgrywanie roli świadka na ich ślubach. Wiemy na przykład, że w 1571 roku matka Caravaggia – Lucia Aratori – wyszła za mąż za murarza Fermo, a świadkiem na ich ślubie był sam markiz Francesco Sforza. Być może podczas uroczystości towarzyszyła mu również małżonka.
W momencie śmierci męża, w 1583 roku, markiza liczyła dwadzieścia siedem lat, a w okresie, który potem nastąpił, jej zachowanie zaczęło wzbudzać zaniepokojenie ojca Bascapé’a. W skierowanym do swojej podopiecznej w 1587 roku siedemnastostronicowym liście barnabita krytykuje jej zbyt bezceremonialny i serdeczny sposób bycia, który rodzi – jego zdaniem – niepotrzebne plotki na temat markizy, a tych, którzy z nią przestają, „kieruje na złe myśli i pokusy”[4]. Pisze on również o nieskrępowanym zachowaniu Constanzy i zbyt wielkiej swobodzie w odsłanianiu ciała, która nie przystoi wdowie, a tym bardziej dopuszczanie mężczyzn do swego łoża (sypialni) bez potrzeby[5]. Krytykuje ponadto spędzanie przez markizę zbyt dużej ilości czasu na wizytach poza domem i prowadzenie rozmów o światowych sprawach w gronie mężczyzn „nastawionych na przyjemności cielesne”, co zdaniem zakonnika, nie stanowi oznaki uczciwej kobiety, i kradnie jej czas, który powinna spędzić na modlitwie[6].
Tekst ten ukazuje nam Constanzę jako osobę rezolutną, śmiało wychodzącą poza rolę typowej „uczciwej” wdowy, dobrze czującą się w męskim towarzystwie, w którym rozprawia się o kwestiach dalekich od tego, czym powinny zajmować się kobiety z jej warstwy społecznej, a więc haftowaniem, szyciem, modlitwą i zarządzaniem domem. Markiza jest towarzyska i pełna życia, a poza tym czyta sonety Petrarki, za co barnabita powtórnie ją karci, uważając, że te strofy nie przystają wdowie i jej córce, którą markiza najwyraźniej wzięła na jakieś przedstawienie, wystawiając tym sposobem siebie i ją na „żer rozwiązłych praktyk”. Zakonnik wyrzuca Constanzy brak wdowiego smutku i żalu, a na końcu – tonem nagany – pisze: „Co mają wspólnego miłość i rozwiązłość Petrarki lub kogoś mu podobnego z wdową twojego pokroju?”[7]. Kolejna reprymenda dotyczy strojów, fryzur i przepychu biżuterii, którą najwidoczniej markiza nosi.
Ton listów Bascapé’a z czasem się uspokaja i wnioskujemy z nich, że jego córka duchowa, najwyraźniej nie mogąc znaleźć sobie miejsca, pragnie pójść do klasztoru, ale nie w Mediolanie, lecz w Rzymie, co z kolei nie podoba się ani jej ojciec duchowemu, ani rodzinie. Markiza poddaje się ich woli, pozostaje w Lombardii i zajmuje się majątkiem syna, podróżując między Mediolanem a hrabstwami Caravaggio i Galliate, ale też podejmując dalsze wyprawy do Genui, Savony, a nawet Rzymu, gdzie spędza prawie rok (1592–1593). W mieście swojego dzieciństwa prawdopodobnie czuje się lepiej niż w Mediolanie.
Co robi w tym czasie Michelangelo Merisi – nie wiemy. Po zakończeniu nauki w mediolańskim warsztacie Simone’a Peterzano w 1588 roku ślad po nim ginie. Niektórzy badacze przekonują, że już w 1592 roku zjeżdża do Wiecznego Miasta, ale nie mamy na to żadnych dowodów.
Ostatecznie markizie udaje się powrócić do Rzymu na dłuższy czas. Pomaga jej w tym starszy brat, kardynał Ascanio Colonna, który pod koniec 1600 roku postanawia wyjechać do Hiszpanii, a swoje sprawy, czyli zarządzanie majątkiem w Lacjum, powierza siostrze. Wymiana listów pomiędzy dwojgiem rodzeństwa, trwająca do końca życia kardynała, jest częsta i wypełniona słowami oddania i zaufania. Ascanio jest dla siostry podporą, podobnie jak dla jej dzieci. Daje tego częste dowody, ale jednocześnie kontroluje z Hiszpanii każdy krok Constanzy. Markiza ma w 1601 roku już czterdzieści pięć lat, czuje się potrzebna i jest samodzielna, a przede wszystkim wolna. Ciekawe spostrzeżenie na jej temat wyraził sekretarz kardynała Colonny, Alessandro Tassoni, twierdząc, iż jest to „kobieta o duchu bardziej niż męskim, równie zdolna do rozpoznania tego, co najlepsze, jak i do szybkiego tego wykonania”[8]. To wielki komplement, szczególnie dla kobiety (z dzisiejszej perspektywy), ale też jedna z nielicznych informacji dotyczących charakteru markizy, jaką dysponujemy.
Wyjazd kardynała Colonny był ważny dla całej rodziny, zważywszy, że w 1602 roku otrzymał on od króla Filipa III urząd wicekróla Aragonii, który mógł dopisać do już posiadanego tytułu Wielkiego Przeora Zakonu Szpitalników Jerozolimskich (Kawalerów Maltańskich) w Wenecji. Ten drugi tytuł będzie miał duże znaczenie dla dalszych losów rodziny, ale też ich poddanego – Michelangela Merisiego, który około 1600 roku przybrał przydomek Caravaggio od nazwy swojej rodzinnej miejscowości.
Markiza mieszkała w pałacu Colonnów w Rzymie i o jej życiu wiemy niewiele; sporo za to wiemy o Caravaggiu, który po okresie biedy stał się ważnym czy wręcz sławnym malarzem, a jego obrazy były powszechnie chwalone i kupowane przez rzymskich arystokratów. Markiza nie mogła nie słyszeć o jego sukcesach. I również o jego rodzinie wiedziała zapewne więcej niż on sam. Margherita pisała do niej listy, dając w nich wyraz swego oddania i polecając ją Bogu, a nawet zamieszczając pozdrowienia od swej siostrzenicy Cateriny (siostry Caravaggia), która zastąpiła ją w obowiązkach mamki dzieci Muzia Sforzy Colonny, a więc wnuków Constanzy. Margherita donosiła jej też, że na cześć swej pani Caterina nadała swojej nowo narodzonej córeczce imię Constanza.
Czy markiza przyjmowała w Rzymie swego poddanego, sławnego malarza – nie wiemy. Czy pomagała mu, oczywiście nieoficjalnie, wydobywać się z rozmaitych tarapatów, również nie wiemy, i nie mamy też jednoznacznych dowodów na to, że pomogła mu w ucieczce do Genui po tym, jak temperamentny artysta napadł na urzędnika papieskiego Pasqualone. W każdym razie znalazł tam opiekę na dworze siostrzenicy markizy – Giovanny Colonny i jej męża Giovanniego Andrei Dorii. Możemy tylko przypuszczać, że Constanza odgrywała w tych zdarzeniach istotną rolę.

Na początku 1601 roku wydarzyło się w Mediolanie coś, co zapewne musiało silnie wstrząsnąć życiem markizy. Obaj jej młodsi synowie Fabrizio i Ludovico Maria (zakonnik) zostali aresztowani, niemniej z powodu luk w dokumentach policyjnych nie możemy się dowiedzieć za co, co skądinąd nadzwyczaj często zdarza się w przypadku znaczących osobistości. Sprawa była jednak bardzo poważna. Fabriziowi groził proces i najprawdopodobniej więzienie, a badacze domyślają się wręcz zabójstwa, w które uwikłany był syn markizy. Zaniepokojona matka natychmiast rozpoczęła prawdziwą kampanię korespondencyjną mającą na celu jego uwolnienie. Pisała do swego brata, ale też innych kardynałów, przywołując swój bliski śmierci ból i prosząc o wstawiennictwo. Poskutkowało. Colonnom udało się wydobyć Fabrizia z aresztu, korzystając z prestiżu rodziny oraz faktu, że już od drugiego roku życia był on rycerzem maltańskim, a jako osiemnastolatek został nawet zastępcą swego wuja Ascania – Wielkiego Przeora Zakonu Szpitalników Jerozolimskich w Wenecji. W rezultacie, dzięki staraniom matki i wuja, Fabrizio został przewieziony 1602 roku na Maltę, gdzie miał pozostawać w więzieniu aż do procesu, który odbył się trzy lata później. W 1606 roku młodzieniec został uniewinniony ze względu na długi okres przebywania w areszcie i brak dowodów świadczących o jego winie[9]. Werdykt przesłano do papieża, a Fabrizio został mianowany 22 sierpnia 1606 roku generałem floty maltańskiej. Najwyraźniej więzienie i proces przyspieszyły karierę tego niespełna dwudziestosześcioletniego admirała. Jego pierwszym zadaniem było przepłynięcie czterema galerami do Barcelony, w celu oddania ich tam do naprawy, oraz odebranie z tamtejszego portu kolejnej galery o nazwie „Capitana”, a następnie powrót na Maltę.
Znajdujące się w zarządzaniu kawalerów maltańskich galery były lekkimi, szybkimi i długimi (ok. 50 metrów) statkami o niskim ożaglowaniu, które wykorzystywano do atakowania wrogich jednostek i walki wręcz na pokładach. Napędzane były siłą wioseł długości około dziesięciu metrów, poruszanych na górnym pokładzie przez mężczyzn usadzonych w dwóch rzędach po trzech do pięciu. Rekrutowano ich spośród niewolników (jeńców muzułmańskich), przestępców skazanych na galery oraz tzw. buonavoglia, czyli chrześcijan, którzy w ten sposób mogli spłacić swoje długi. Wioślarze ci spali, jedli i pracowali przykuci do swoich ławek. Galery nie nadawały się do długotrwałego pływania po otwartym morzu. Poruszały się wzdłuż wybrzeża i często wpływały do portów w celu uzupełnienia zaopatrzenia i pozyskania kolejnych wioślarzy, ale też dla ochrony przed sztormem. Mogłoby się wydawać, że opis galer niepotrzebnie zajmuje miejsce w opowieści o markizie i jej poddanym, ale niebawem zobaczymy, że wplotą się one w historię obojga z nich.
Tymczasem z Hiszpanii do Rzymu powrócił kardynał Ascanio Colonna, więc Constanza szykowała się do powrotu do Mediolanu – jej misja doglądania majątku brata zakończyła się. Pod koniec maja 1606 roku z całą pewnością była jednak w mieście i to zapewne w pałacu jej brata znalazł schronienie ranny Caravaggio feralnego wieczoru (28 maja), w którym z jego ręki poniósł śmierć Ranuccio Tomassoni. Należało ukryć malarza, aż wydobrzeje, a następnie ulokować go w dobrach Colonnów poza Rzymem do momentu, aż sprawa się wyjaśni. Jedni świadkowie twierdzą, że Caravaggio został wywieziony do Paliano, inni – że do Palestryny. Czy markiza mu towarzyszyła, nie wiemy. Z pewnością jednak dotarła 18 października 1606 roku (po czternastu dniach nieprzerwanej podróży) do Mediolanu, o czym listownie zawiadomiła swego brata w Rzymie.
Tymczasem pod koniec września 1606 roku Fabrizio Sforza Colonna jako generał floty maltańskiej wyruszył wzdłuż wybrzeża Italii w kierunku Barcelony, zawijając po drodze do Neapolu. Caravaggio przybył tam na początku października i szybko włączył się w artystyczne życie miasta. Już szóstego października otrzymał pierwszą zaliczkę na wykonanie nastawy ołtarzowej od tamtejszego kupca Niccolò Radulovicha. Na kolejne zamówienia nie musiał długo czekać – rodzina Colonna, posiadająca w mieście znaczące wpływy, zadbała dla swego poddanego o odpowiednie grono zleceniodawców. Ale i bez owego wsparcia renoma i sława malarza były w mieście znane. W tym samym czasie Fabrizio na czele czterech galer zawitał pod Wezuwiusza i spędził tam kilka dni. Czy spotkał się z Caravaggiem, którego zapewne nie znał zbyt dobrze, a może i w ogóle? Różniło ich dziewięć lat i status społeczny, a łączyła Margherita – ciotka Caravaggia i mamka Fabrizia, ale przede wszystkim Constanza, która była zapewne twórczynią (wraz z bratem) przemyślnego planu stworzonego dużo wcześniej – najpewniej jeszcze w dobrach Colonnów.
Generał Fabrizio Sforza Colonna opuścił Neapol z zamiarem powrotu do miasta w kwietniu następnego roku. Jednak kłopoty związane najpierw z odbiorem nowej galery w Barcelonie, a potem pogodą spowodowały, że podróż przedłużyła się o kilka miesięcy. Z niecierpliwością na wiadomość od niego czekała w Mediolanie matka, która już od lat nie widziała syna. Zaplanowała wyjazd do Genui, aby dołączyć do Fabrizia i spędzić z nim kilkanaście dni na galerze w drodze do Neapolu, gdzie miała zamiar wysiąść, aby zająć się sprawami drugiego syna, Muzia. W połowie maja 1607 roku pięć galer dowodzonych przez Fabrizia wpłynęło do portu w Genui, gdzie witała go cała rodzina – brat Muzio z żoną, brat zakonnik Ludovico Maria, dumna matka, kuzynostwo ze strony ciotki Giovanny i oczywiście genueńska arystokracja. Sekretarz kardynała Ascania Colonny, który na bieżąco informował swego pana o przebiegu podróży, nie mógł się nachwalić młodzieńca, donosząc o adoracji i szacunku, jakimi ten darzony jest w mieście.
W ostatni dzień maja 1607 roku markiza wyruszyła na pokładzie galery wraz ze swym najmłodszym synem i dworzanami w podróż do Neapolu. Przeżyła na statku niewygody, a nawet sztorm, ale ani słowem się nie poskarżyła, pisząc o niej bratu. Trudno bowiem ukryć, że galera nie była najwygodniejszym środkiem transportu i nie była też przeznaczona do przewozu pasażerów. Służyła do obrony szlaków handlowych i walk na morzu mających na celu obronę przed krążącymi po akwenie Morza Śródziemnego piratami albo zbłąkanymi statkami największego naówczas wroga świata zachodniego, czyli Turków. Na galerze „Capitana”, na której znalazła się markiza, przebywało pięciuset dziewięćdziesięciu trzech mężczyzn – wioślarzy, oficerów, służących, kucharzy i kapelanów, wokół których unosił się zapach potu, moczu oraz inne nieprzyjemne wonie. Załoga składająca się z przykutych do swoich siedzisk niewolników, łobuzów i wagabundów, zapędzanych do wiosłowania krzykiem i batami, też nie była najlepszym towarzystwem. Oczywiście markiza i jej służba nie miały z nimi bezpośredniego kontaktu, ale wrzaski, obelgi i przekleństwa, szyderstwa i niewybredne żarty, a przede wszystkim owe wonie nie mogły do niej nie docierać.
Constanza przybyła do Neapolu 17 czerwca, zeszła na ląd i już następnego dnia rozpoczęła korowód zwyczajowych dla osób jej urodzenia wizyt u najważniejszych postaci w mieście. Neapol znała z dzieciństwa, tu mieszkała też jej starsza siostra, a majątkiem rodzinnym zarządzał jej siostrzeniec, książę Luigi Carafa Colonna rezydujący w pałacu miejskim Cellamare. Zapewne jednak nie wizyty towarzyskie stanowiły główny przedmiot zainteresowania markizy. Dowiadujemy się o tym z listu datowanego na 22 czerwca 1607 roku, napisanego w Neapolu przez Fabrizia di Sangro, księcia Vietri i adresowanego do kardynała Ascania Colonny, w którym donosi on o intrygujących kontaktach markizy z Powiernikiem Przeoratu Malty – bratem Capece. Zakonnik ten pełnił funkcję quasi-ambasadora kawalerów maltańskich w Neapolu i odpowiedzialny był za funkcjonowanie floty maltańskiej (poszukiwanie wioślarzy, ekwipunek itd.), ale zajmował się również wydawaniem zezwoleń na wejście na pokład maltańskich galer. Książę di Sangro informował, że markiza po przyjeździe do Neapolu „udała się do małego domku Powiernika Przeoratu Kawalerów Maltańskich brata Capece bez kobiet (dwórek) i spędziła tam dwie noce”[10]. Możemy się tylko domyślać, że Constanza pracowała tam z zakonnikiem nad tajemnym planem, ale dlaczego robiła to w nocy? Co to był za plan i kogo dotyczył?
Markiza musiała się upewnić, że pasażer Caravaggio, gdyż to on miał wejść na pokład galery, z której ona zeszła kilka dni temu, nie tylko zostanie wpuszczony na statek, ale też bez problemu go opuści – to znaczy nie zostanie aresztowany po wylądowaniu w maltańskim porcie w Valletcie. Sprawa była zatem delikatna i wymagała odpowiedniej poufności. Należało przekonać Wielkiego Mistrza Kawalerów Maltańskich do pomysłu, ale przede wszystkim wysondować, jak na wieść o ukrywaniu przez zakon człowieka skazanego na śmierć zareaguje papież. Goszczenie zbiega poszukiwanego listem gończym przez podległych papieżowi joannitów mogło być niebezpieczne zarówno dla Caravaggia, jak i dla Wielkiego Mistrza.
Co prawda, niektórzy badacze uważają, że Caravaggio podjął decyzję o wyjeździe na Maltę spontanicznie, w momencie przybycia do Neapolu markizy, niemniej wydaje się, że zrodziła się ona dużo wcześniej[11]. Przygotowania takie wymagały czasu, dlatego należy sądzić, że malarz czekał na galerę Fabrizia już od kilku miesięcy, a teraz szykował się do zaplanowanej podróży, mającej na celu pozyskanie papieskiego przebaczenia, a sposób na to był już dobrze znany markizie i jej bratu. Caravaggia należało uczynić kawalerem maltańskim, a następnie – na podstawie jego dobrego zachowania – ubiegać się o ułaskawienie u papieża. Może odpowiedź na pytanie, dlaczego Caravaggio tak usilnie dążył do powrotu do Rzymu i dlaczego nie ułożył sobie życia w oferującym mu sławę i pieniądze Neapolu, odnajdziemy właśnie tutaj, w powziętym zaraz po ucieczce z Wiecznego Miasta planie zrodzonym w umysłach markizy i jej brata, kardynała Colonny.
Czy w Neapolu markiza przyjęła Caravaggia, tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że 25 czerwca 1607 roku, kilka dni po jej tajemniczym nocnym spotkaniu z maltańskim urzędnikiem, malarz wsiadł na galerę dowodzoną przez Fabrizia Colonnę. W Neapolu pozostawił niedokończoną nastawę ołtarzową przeznaczoną do kaplicy kościoła San Domenico i wielu niepocieszonych zleceniodawców.
Podróż ta była dla artysty zapewne pełna niepewności i nadziei. Na pokładzie statku spotkał młodego kleryka Pietra de Ponte, który wyruszał na wyspę również z zamiarem wstąpienia w szeregi joannitów. Galera, którą płynęli, zatrzymała się w Mesynie, Syrakuzach i wreszcie, około 12 lipca 1607 roku, przybiła do portu w Valletcie.
Dla malarza rozpoczął się kolejny etap życia, a dla markizy? Mogła być zadowolona – jej syn stał się szanowanym generałem z wielkimi perspektywami na przyszłość, a jej sławny poddany Caravaggio miał szansę na otrzymanie nie tylko habitu kawalera, ale też łaski papieża. Tylko wieści z Rzymu były przygnębiające. Jej o rok starszy brat, kardynał Ascanio Colonna, podupadł na zdrowiu i w 1608 roku zmarł w wieku czterdziestu ośmiu lat. Markiza pozostała w mieście u stóp Wezuwiusza, ale niedługo cieszyła się spokojem.
W dniu 14 lipca 1608 roku Caravaggio został pasowany na rycerza, ale już w następnym miesiącu znalazł się w więzieniu Sant’Angelo, a wraz z nim jego towarzysz podróży, Pietro de Ponte. Należy dodać, że z więzienia tego, wyjątkowo przemyślnie zbudowanego, nie da się po prostu uciec, a nawet gdyby to się udało, to dokąd? Z wyspy nie można było niezauważalnie odpłynąć. Ucieczkę trzeba było zaplanować. I tak też najwyraźniej się stało. Na Caravaggia musiała czekać łódź, która zabrała go z wybrzeża i podpłynęła do większego statku. Czy z pomocą przyszedł mu Fabrizio? Jeśli tak, to musiał to zrobić we współpracy z matką. Jedynie ona – „kobieta o duchu bardziej niż męskim”, nieugięta i zdeterminowana, mogła się odważyć na taki czyn. W międzyczasie (6 października 1608 r.) Wielki Mistrz Kawalerów Maltańskich wydał bullę, w której usunął Caravaggia z szeregów kawalerów maltańskich i nakazał poszukiwanie zbiega. Malarz znalazł się na Sycylii i pozostał na niej około dziewięciu miesięcy, zapewne czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Jesienią 1609 roku Caravaggio był już z powrotem w Neapolu, a najpewniej był tam 24 października, gdyż to tego dnia został dotkliwie, niemal śmiertelnie pobity. Możemy domniemywać, że i tym razem poszukiwał pomocy u swej dobrodziejki w pałacu Cellamare. Po okresie rekonwalescencji malarz zdecydował się na wyjazd do Rzymu. Za decyzją tą musiała się kryć jakaś nieznana nam wiadomość, sugerująca, że papież ostatecznie udzieli mu łaski przebaczenia. W lipcu 1610 roku artysta wypłynął z kilkoma obrazami małą faluką w stronę Wiecznego Miasta. Czy również w tym przypadku markiza zorganizowała jego podróż? Należy przyjąć, że tak, gdyż to właśnie jej przewoźnicy dostarczyli bagaż Caravaggia, po tym, jak został on uwięziony w Palo, a następnie zmarł.
W tym momencie kończy się historia znanego i cenionego malarza, a co z markizą? Dzięki zachowanej korespondencji wiemy, że pod koniec 1618 roku Constanza Colonna Sforza powróciła do Mediolanu, gdzie spędziła resztę życia, odwiedzając od czasu do czasu dobra w Caravaggio i Galliate. Przeżyła swych synów – Muzia i Fabrizia, dożywając późnej starości (jak na tamte czasy), i zmarła 4 kwietnia 1626 roku.
Tej, która najpewniej nigdy nie zamówiła żadnego dzieła u swego poddanego i też żadnego nie dostała od niego w prezencie, przypadł w udziale jedyny obraz odzyskany z faluki. Było nim płótno ukazujące Marię Magdalenę w ekstazie[12], namalowane w dobrach Colonnów zapewne zaraz po ucieczce Caravaggia z Rzymu.
Czas na podsumowanie i odpowiedź na pytanie, dlaczego markiza tak konsekwentnie wspierała malarza? Czy kryło się za tym namiętne uczucie do sławnego twórcy? Być może, ale nie mamy na to żadnych dowodów. Bardziej przekonująca wydaje się hipoteza, że markiza traktowała Caravaggia jak dalszą rodzinę, której z racji obowiązków patronki przypadła rola opiekunki poddanego. Jednak jej patronat był czymś znacznie większym niż standardowa protekcja. Wymagał finansowych nakładów, ale przede wszystkim związany był z narażaniem rodowego nazwiska na dezaprobatę papieża, któremu rodzina Colonnów w jawny sposób się przeciwstawiła, ukrywając, a następnie wspierając zbiega skazanego papieskim dekretem na śmierć. Wciągnięcie przez markizę w sprawę swego brata, kardynała Ascania Colonny i Wielkiego Mistrza Kawalerów Maltańskich, było grą niebezpieczną i wykraczającą poza fanaberie rezolutnej kobiety. Wydaje się jednak, że obaj mężczyźni również czerpali korzyści z opieki nad Caravaggiem. Wielki Mistrz otrzymał od niego reprezentacyjny portret (Portret Wielkiego Mistrza Alofa de Wignacouta, Musee du Louvre, Paryż)[13], a oprócz tego wspaniałe, wielkoformatowe dzieło dla oratorium Świętego Jana w katedrze w Valletcie. A kardynał? Pokazał, jak niezależny od papieża jest jego ród, a przy okazji wpisał się w krąg wpływowych purpuratów, arystokratów i bankierów – protektorów artysty, dążących do pozyskania jego ułaskawienia. Takie wspólne działanie mocno zbliża i przyczynia się do zawiązywania sojuszy. Zapewne kardynał pragnął też wesprzeć siostrę w ważnych dla niej poczynaniach.
Jak więc widać, nie jesteśmy w stanie odkryć w pełni tajemnicy, której mrok spowija związek sławnej arystokratki i równie sławnego malarza. Możemy jedynie uchylić jej rąbek i pozwolić naszej wyobraźni na działanie.
[1] W celu zbadania tej sprawy zostało przeprowadzone śledztwo, które znamy z relacji świadków, patrz: Giacomo Berra, Il viaggio della marchesa di Caravaggio da Genova a Napoli, arthistoricum.net, s. 18.
[2] Ibidem, s. 37.
[3] Constanza Colonna była spowinowacona z siostrą papieża Sykstusa V, a ta protegowała owego Pucciego – duchownego, a w wolnych chwilach handlarza obrazami.
[4] Cyt. za: Il viaggio della marchesa..., s. 24.
[5] Chodzi zapewne o dość typowy dla arystokracji zwyczaj przyjmowania gości w łóżku.
[6] Il viaggio della marchesa..., , s. 24.
[7] Ibidem, s.25
[8] „Donna di spiriti più che virili né men pronta nel conoscere il meglio che veloce nell’essequirlo”, cyt. za: Il viaggio della marchesa..., s. 36.
[9] Zob. Il viaggio della marchesa..., s. 55
[10] „…andò in Casa del Ricevitore di Malta piccolissima, et senza donne, et llà stette due notti”, cyt. za: Il viaggio della marchesa..., s. 116.
[11] Opinię taką jako pierwszy wyraził Maurizio Calvesi, zob: Il viaggio della marchesa..., s. 143.
[12] Obraz ten znany jest z licznych kopii. Duża część badaczy przychyla się do opinii, że płótno, początkowo znajdujące się w posiadaniu neapolitańskiej księżnej Carafa-Colonna, a obecnie w rzymskiej kolekcji prywatnej, jest oryginalnym obrazem Caravaggia, namalowanym około 1606 roku w dobrach Colonnów podczas ucieczki artysty z Rzymu.
[13] Po ucieczce z Malty Caravaggio przesłał Wielkiemu Mistrzowi obraz Salome z głową Jana Chrzciciela (National Gallery, Londyn), który można traktować jako gest pojednania, patrz: Sebastian Schutze, L’opera completa, s. 436.